29 grudnia 2013

Trzęsienie ziemi

Wczoraj poczułam po raz czwarty trzęsienie ziemi. Na początku nie skojarzyłam w pierwszych sekundach, ze to to. dopiero bujająca się choinka i bombki na niej oraz odgłos kabli uderzających o akwarium dał mi do myślenia, że to trzęsienie ziemi. To było dość mocne trzęsienie, czułam je pod stopami, moje nogi drżały, miałam na nich laptopa. Wpierw pomyślałam, że to wybuch w lokalnym kamieniołomie, ale spojrzałam na zegarek było po godzinie 17 , ciemno i wtedy ta myśl - trzęsienie ziemi! Niezapomniane uczucie bujającej się lekko podłogi :) To moje czwarte trzęsienie ziemi, poprzednie były  krótkie, ale też dało się łatwo rozróżnić po paru sekundach, że to jest to. To wczorajsze trzęsienie było najdłuższe w moim życiu, trwało dobre 8 sekund. Mój mąż wtedy by w kinie i też poczuł siedząc w fotelu kinowym, tak jakby ktoś tym fotelem bujał. Według jego relacji trzęsienie mogło trwać nawet pół minuty.Mieszkam w bloku na 2 piętrze i było ono dla mnie dość mocno wyczuwalne.
Epicentrum znajdowało się  pod dnem morza między wybrzeżem Turcji, a Cyprem. Trzęsienie to miało moc 5,9 w skali Richtera i zostało odnotowane przez lokalne ośrodki sejsmiczne jak również przez wielu mieszkańców wyspy. Podobno dzisiaj możemy spodziewać się kolejnych wstrząsów. Wczoraj poczułam lekki wstrząs wtórny, ale bardzo krótko około 2 -3 sekund.



Szczegółowe informacje o trzęsieniu znajdziecie pod tym linkiem: http://www.emsc.eu/Earthquake/earthquake.php?id=350027 

28 grudnia 2013

Molehiya

     Na specjalną prośbę mojej przyjaciółki Moniki z greckiej strony wyspy, dzisiaj przepis na coś do jedzenia z tureckiej strony. Jest to tradycyjne danie turecko-cypryjskie - nie znane w Turcji - co czyni je dość unikalnym, gdyż 80% jedzenia serwowanego tutaj jest takie samo lub zbliżone do tego w Turcji.
Molehiya jest to potrawka z rośliny o tej samej nazwie. Zbiera się ją, a następnie suszy i z tych suszonych liści właśnie powstaje potrawka. Ma bardzo charakterystyczny smak, ale nie jest jakiś okropny - ja zjadłam to ze smakiem. Ta roślina rośnie na Cyprze w okresie letnim.
Molehiya jest znana na całym bliskim wschodzie pod podobnymi nazwami, m.in Mulukhiyah, mloukhiya, molokhia, molohiya, mulukhiyya, malukhiyah. Roślina nalezy do gatunku jutowatych, u Nas w Polsce nazwalibyśmy to Jutą. Można z tego zrobić zupe lub potrawkę, coś w rodzaju warzywnego gulaszu. Używana powszechnie w kuchni egipskiej, libańskiej, cypryjskiej, tunezyjskiej. 
W formie świeżej wygląda w ten sposób:
Po ścięciu rośliny, obrywa się liście z łodyg i zostawia na 3-4 dni do wysuszenia:

Wysuszona przechowuje się w przewiewnych i oddychających pudełkach, torbach, workach itd.

Poniżej podaję przepis na tutejsza Molehiyę. Do wykonania tej potrawy będziemy potrzebować:
  • 160 gr suszonej molehiyi, dobrze umytej w ciepłej wodzie
  • 4 łyzki stołowe oleju
  • 1/2 kg kawałków mięsnych (kurczak lub jagnięcina) 
  • 2 duże cebule, pokrojone w kostkę
  • 4 ząbki czosnku, pokrojone w kostkę
  • 3 świeże pomidory, bez skóry i pokrojone w kostkę
  • 2 łyżki stołowe puree z pomidorów lub koncentratu pomidorowego
  • sól i pieprz do smaku
  • 2-3 cytryny, wyciskamy sok
  • woda 

    Przygotowanie:
 Umytą molehiyę zostawiamy do wysuszenia. Podsmażamy mięso na dużej patelni na oleju. Kiedy mięso będzie dobrze podsmażone, dodajemy czosnek, cebulę i gotujemy razem przez kila minut. Nastepnie dodajemy pomidory, puree pomidorowe lub koncentrat i gotujemy przez kolejne 5 minut. Po tym czasie dodajemy molehiyę i tyle wody, aby wszystko było przykryte. 
 
Przykrywamy patelnię przykrywką i gotujemy na średnim ogniu, dopóki mięso i molehiya będą miękkie. Następnie dodajemy sól i pieprz do smaku, sok z 2-3 cytryn i dusimy przez kolejne 5 minut. Podajemy ciepłe z ryżem, chlebem i jogurtem. Danie można wykonać także w szybkowarze.
Smacznego! :)

Molehiya po ugotowaniu:


źrodło zdjęć: internet

24 grudnia 2013

Życzenia na Święta!

Tradycyjnie, jak co roku,
Sypią się życzenia wokół,
Większość życzy świąt obfitych
I prezentów znakomitych.
A ja życzę, moi mili,
Byście święta te spędzili
Tak, jak każdy sobie marzy.
Może cicho bez hałasu,
Idąc na spacer do lasu,
Może w gronie swoich bliskich,
Jedząc karpia z jednej miski,
Może gdzieś tam w ciepłym kraju
Czując się jak Adam w raju,
Może lepiąc gdzieś bałwana,
Jeśli śniegiem ziemia zasypana.


3 grudnia 2013

Wybaczcie

Przepraszam, że mam taką dużą przerwę w pisaniu, ale tyle się u mnie dzieje, że nie mam czasu teraz na bloga. Cały czas myślę i zbieram materiały na kolejne posty, a jest co opisywać. Także cierpliwości, niedługo ruszam z nowymi postami. Pozdrawiam wszystkich miłośników mojego bloga :)

2 października 2013

Blogowskaz i Daktylowa rozdawajka!

     Miło mi ogłosić, że mój blog dołączył do innych blogów na portalu blogowskaz.org . Można tam znaleźć bardzo ciekawe blogi o różnorakiej tematyce - polecam przejrzeć. Zachęcam również do głosowania na mojego bloga - wystarczy kliknąć na gwiazdki pod opisem bloga na ich stronie, dokładnie tu:  http://blogowskaz.org/w-krajow-ktory-nie-istnieje/  Mam nadzieję, że wypromuje się mój blog i kto wie, może zostanie kiedyś tam blogiem miesiąca? :) Pozdrawiam jak zawsze!
............................................................................................


Zachęcam również do wzięcia udziału w konkursie "Daktylowa rozdawajka u Wielbłąda", która znajdziecie na blogu o Arabii Saudyjskiej: http://arabiasaudyjska-ksa.blogspot.com/2013/09/daktylowa-rozdawajka-u-wielbada.html

Warunki wzięcia udziału w "daktylowym" konkursie:
1. Polubić na Facebooku profil bloga  W pustyni bez puszczy czyli Arabia Saudyjska oczami Polaka  oraz udostępnić swoim znajomym na FB informacje o "Daktylowej rozdawajce u Wielbłąda" lub dołączyć do grona obserwatorów.
Osoby, które polubiły naszą stronę przed rozpoczęciem rozdawajki, wystarczy, że udostepnią informacje o tym wydarzeniu swoim znajomym na FB (link "udostępnij" pod postem opublikowanym na naszej facebookowej stronie) oraz zrealizują punkt drugi (poniżej).
Osoby, które nie mają konta na Facebooku mogą opublikować informacje wraz z linkiem do rozdawajki na swoich blogach lub w portalach społecznościowych.
2. Zamieścić na swoim blogu, twitterze lub innym portalu społecznościowym krótką informację o "Daktylowej rozdawajce u Wielbłąda" (wraz z linkiem)
3. Przesłać swoje zgłoszenie wraz z nickiem i linkiem  do facebookowej strony na której profil bloga "W pustyni bez puszczy czyli Arabia Saudyjska oczami Polaka" został polubiony lub link do bloga lub konta w portalu społecznościowym, gdzie zamieściliście informacje
4 Cierpliwie poczekać na wylosowanie Zwycięzcy (niestety tylko jednego) przez Iwonkę z bloga Strefa Ulubiona  :)
Zgłoszenia prosimy przesyłać na adres  Pustynnyblog (@) gmail. com
Rozdanie trwa  do 3 października 2013  do godziny 24:00.

Do wygarnia słodkości prosto z KSA!!! :)

26 września 2013

W oparach absurdu...

    Postanowiłam się podzielić z Wami tym co mnie dzisiaj spotkało, kogoś z zewnątrz krew by zalała, a ja już chyba się do tego przyzwyczaiłam i spłynęło po mnie jak po przysłowiowej "kaczce". W każdym razie byłam dzisiaj w jednej z tutejszych klinik prywatnych na badaniach. Nic szczególnego ot rutynowe. Kazano mi przyjść na wizytę o 13:00. Stawiłam się za pięć trzynasta. Przede mną czekało już kilka osób, więc myślę, że pewnie lekarzowi się przeciągnęły wizyty i dlatego jest obsówa. W pewnym momencie z gabinetu lekarki wyszła pielęgniarka i chyłkiem zajrzałam co tam się dzieje, bo było już te pięć po trzynastej, a więc siedziałam 10 minut. Zajrzawszy tam, ujrzałam: stolik na którym Pani doktor z inną pielęgniarką rozpakowywała...tort, wkładały świeczki rozlewały napoje! (w godzinach przyjęć pacjentów!). Jakby tego było mało do gabinetu zaraz zaczęła schodzić się cała klinika: lekarze, nawet tacy w strojach do operacji (maseczka, czapeczka, fartuch - brakowało rękawiczek jedynie), pielęgniarki, salowe i Pani z recepcji. Wszyscy wparowali tam do gabinetu, aaa był tez mąż i córka tej lekarki...No i jak się zamknęło towarzystwo to siedzieli 30 minut! Ludzie poirytowani lekko, a ja stoicki spokój (kiedyś wyszłabym z siebie i stanęła obok). W miedzy czasie najlepsze: została na recepcji jedna babka, a że wolała oglądać program kulinarny w tv, więc postanowiła ignorować telefony, one dzwoniły i dzwoniły, wreszcie się wkurzyła i poodkładała słuchawki na bok (już rozumiem teraz dlaczego czasem nie idzie się tam dodzwonić :P). Po tych 30 minutach towarzystwo opuściło gabinet no i w końcu zaczęło się przyjmowanie pacjentów. Suma summarum czekałam 50 min, mimo, ze wizytę miałam naznaczona na 13tą. "I bądź tu mądry i pisz wiersze " - jak to mówi moja mama. To, że tak się dzieje w państwowych poliklinikach to ja rozumiem, bo im się zbytnio nie chce pracować tam w ogóle, ALE, że w prywatnym szpitalu i do tego gdzie wizyta sporo kosztuje+dodatkowo płatne są badania i ja muszę tyle czekać na lekarza?
A co jakbym miała zawal tam na korytarzu albo coś innego? Ignorancja tutejszych i głupota już nie tyle mnie dziwi co teraz zaczęła w końcu śmieszyć. Żyję w miejscu, gdzie absurd absurdem goni i tak się zastanawiam jak oni mogą tu żyć w takim chaosie? Jak pisałam wcześniej (te parę lat temu) strasznie się wkurzałam, na maksa, nawet zdarzało mi się krzyknąć, ale teraz chyba się przyzwyczaiłam, uśmiałam się tam z nich, z tych braw i oklasków, które usłyszałam zza zamkniętych drzwi gabinetu :D

16 września 2013

Ludzie maile piszą....

Prawie jak w tej piosence Skaldów "Medytacje wiejskiego listonosza", gdzie jest taki fragment: "Ludzie listy piszą..." hehe. Dostaję ostatnio dużo emaili odnośnie pewnego biura podróży, które wysyła tu polskich turystów na wczasy. Dostaję także pytania ws biura w komentarzach pod wpisami na blogu. Staram się być najbardziej obiektywna.  Muszę powiedzieć, że niestety nigdy z tym biurem nie wyjeżdżałam nigdzie. Nie byłam tez ich klientką, ani  nikt z moich najbliższych, zatem nie mogę wydać sama opinii na temat biura, ani poszczególnych ich ofert, bo nie korzystałam.
Uważam, że każdy swój rozum ma i potrafi podejmować właściwe decyzje, a ja za nikogo nie będę podejmować czy jechać czy nie jechać. Wiem tyle o tym biurze co przeczytam w internecie. Opinie o nim łatwo jest znaleźć. Są rożne, przeważają niestety negatywne, ale są też pozytywne, ale te z kolei nie wiadomo kto pisał, czy szczęśliwi turyści (miejmy nadzieję, ze tak), którym się urlop udał, czy może ktoś podstawiony przez biuro. Generalnie po przeczytaniu opinii turystów stwierdzam, że jeśli miałabym tylko trzymać się tych opinii z internetu to nigdy nie zdecydowałabym się na wyjazd z tym biurem nigdzie.
Generalnie ja nie lubię wycieczek z biur podróży, byłam na 2 takich i zdecydowanie to nie dla mnie. Wolę na własną rękę lub wyjazd indywidualny z biura. Nie dla mnie użeranie się na lotnisku, z hotelem, czy rezydentami na miejscu. Zawsze przed wyjazdem gdzieś sprawdzam wszystko co mogę w internecie, czytam opinie innych, a potem dopiero decyduję się na wyjazd. Nigdy odwrotnie. zawsze uważam, że przezorny zawsze ubezpieczony i tego się trzymam. Natomiast na pewno nie kupiłabym wycieczki, która oferuje hotel 4* czy 5 * all inclusive, gdzieś za granicą za 999zł czy za te 2500zł z przelotem. Od razu zapala mi się czerwona lampka ostrzegawcza jak widzę takie oferty. Omijam je szerokim łukiem, bo na kilometr pachnie zeszłorocznym śledzikiem...te 999 czy nawet 2500zl to sam przelot, a gdzie hotel+wyżywienie,wycieczki, transport etc? Dlatego zawsze trzeba przebadać sytuacje, cena powinna być adekwatna do sytuacji ekonomicznej danego kraju np 2500zl w Turcji ma inny wymiar niż 2500zł na Cyprze - wystarczy sobie przeliczyć gdzie wychodzi taniej gdzie drożej. I już wtedy powinno być wiadomo, że te 2500zl na 7 dni w ofercie All to jest nic...że coś tu jest nie tak.
Wiadome jest, że niestety większość - wpierw kuszeni ładnymi folderami i zapewnieniami biur podróży o cudownych wakacjach i niezapomnianych widokach, wykupi takie wczasy jak najszybciej, cena też super więc czemu by nie skorzystać, a dopiero potem szukamy i pytamy. Korzystamy w myśl, "a nóż widelec mi się uda i nie zostanę oszukany" , a potem...pretensje, że nie ma tego, że brak jedzenia, że hotel kilometry od plaży, że nic nie ma...albo, że hotel miał być 5* a dostaliśmy marne 3* lub motel...
Dostaję też emaile z pytaniami typu "A co tu można zobaczyć ciekawego?" Takie pytania mnie rozkładają...po pierwsze jak można kupić wyjazd do kraju o którym się nic nie wie? jak można nie wiedzieć co jest do zwiedzania, co jest do zobaczenia? po co jechać na takie wczasy? jak można jechać w ciemno? pomijając już, że to w biurze podróży powinny być podstawowe minimum informacji o danym kraju. Ja rozumiem, że Cypr Północny nie ma dużo papierowych przewodników, ale jest XXI wiek, internet, fora, opinie, blogi, można tez zakupić ewentualnie przewodnik po greckiej stronie wyspy i zobaczyć mniej więcej czego można się spodziewać po tureckiej stronie, gdyż obie są mniej więcej podobne. Wiem, ze większość nadal będzie jeździła na wycieczki za małe pieniądze,bo np, trzeba się pokazać przed sąsiadem czy w pracy, ale to nie o to w tym chodzi. Taki wyjazd powinien być przemyślany, powinien być sprawdzony. Szczególnie, ze Cypr Północny nie ma żadnych umów z Polską, wiec tak na prawdę każdy kto tu jedzie jest zdany wyłącznie na siebie. Ja już pisałam co myśli na ten temat polski MSZ, wiec nie będę powielać postu.
Podejmujcie decyzje o wczasach rozważnie, ze świadomością, niech się częściej zapala ta lampka ostrzegawcza, a przed wykupieniem wycieczki w jakimkolwiek biurze pytajmy biuro o wszystko, jeśli biuro nie wie, to albo zmienić biuro, albo poszukać informacji samemu.

Opinie innych, którzy skorzystali z wyjazdu na Cypr Północny z rzeczonego biura: http://forum.gazeta.pl/forum/w,19,143283313,143283313,Citron_Travel.html  lub http://www.oceniacz.pl/forum/citron-travel-t2144.html

Radzę, zanim kupicie wycieczkę z tym biurem przeczytać te dwa wątki od deski do deski - może wtedy podjęcie decyzji będzie łatwiejsze. Dla niezorientowanych, to biuro ma swój tutejszy odpowiednik Akmina Travel, bodajże prowadzone przez tego samego właściciela co odpowiednik polski, siedziba biura jest w Nikozji po tureckiej stronie.
Jedna rzecz mnie tylko w tym wszystkim zastanawia, jak to jest załatwione, że polski turysta ma tu ubezpieczenie zdrowotne (przecież Polska nie ma podpisanych żadnych umów z Cyprem Północnym, bo go nie uznaje) i co by się działo gdyby np ktoś tu ciężko zachorował lub miał wypadek i potrzebowałby nie wiem operacji, albo jakiegoś specjalisty. Ciekawa jestem czy biuro w Polsce informuje o tym turystów czy nie, jak by rozwiązali np transport takiego chorego do Polski, albo do którego szpitala powinni się udać gdyby coś się stało.

Pozdrawiam Was ciepło.

5 września 2013

Czy jest bezpiecznie na wyspie?

    Tytuł posta to najczęściej pojawiające się pytanie w moich emailach, które dostaje od  polskich turystów. Część z nich ma wykupione wczasy na tej części wyspy nawet w październiku. część zastanawia się czy wykupywać wczasy i pytają się czy jechać czy nie. Nie jestem "wróżką zza siedmiu mórz" niestety i nie mogę przewidzieć co się będzie działo. Czy potencjalny atak na Syrię odczuje cała wyspa czy tylko południowa część, gdzie są angielskie bazy wojskowe...my tu mamy bazy tureckie i turecko-cypryjskie, co tam się dzieje nie wiem. Na razie cisza, życie płynie leniwie po staremu. W ten weekend byłam na weselu, dzisiaj na zakupach i u krawca...Akurat mieszkam w rejonie Famagusty, i Syrię mam vis a vis przez morze, za moim osiedlem na szczycie góry jest baza wojskowa...obserwuję z okna sypialni cały czas, ale NIC tam się nie dzieje. Na zatoce nie ma statków wojennych, nic mi nie lata nad głową. Samoloty pasażerskie przylatują cały czas nic nie odwołano...także na razie jest bezpiecznie. Jak długo tego nikt nie wie i nie da się przewidzieć. Czy ja bym poleciała na wakacje z dziećmi w rejon gdzie może wybuchnąć potencjalny konflikt zbrojny - osobiście nie, ale jak pokazały polskie media wiele osób nie przejmuje się czymś takim i przylatuje - vide akcje w Egipcie...to już od każdego zależy czy lecieć czy nie, czy kupować wczasy czy nie. Ja nie mogę podejmować za nikogo decyzji, gdyż każdy swój rozum ma. To, że jest cisza i spokój nie oznacza, ze jutro tak nie będzie. Ja mam nadzieje, ze do niczego nie dojdzie, że będzie jak do tej pory, cicho, spokojnie i bezpiecznie. Powiem Wam, że chyba na greckiej stronie boją się bardziej niż tutaj, czytam wpisy swoich znajomych na Facebooku i co chwilę ktoś dodaje nowy artykuł o Syrii. Wiadomo jest tam gdzieś w podświadomości niepokój, czy może dolecieć tu rakieta z Syrii, czy jest tu jakiś schron przeciw atomowy, czy jesteśmy tu bezpieczni, co powinnam zabrać z domu jeśli dojdzie do ewakuacji...Jednak staram się nie myśleć o tym, po co się niepotrzebnie nakręcać? Znając życie do niczego nie dojdzie. Owszem świadomość jest i powinna być, ale nie wierzmy we wszystko co media piszą...Dlatego nie mogę nikomu doradzać czy wykupić wczasy czy nie, czy odwołać rezerwacje w hotelu czy nie, czy przylecieć na wczasy, za które już się zapłaciło czy nie...To już Wasza decyzja. Ja tylko mogę powiedzieć, ze na dzień dzisiejszy wszystko jest w porządku, jest bezpiecznie i nic się złego nie dzieje...

1 września 2013

Kulinarna akcja z bloga "W pustyni bez puszczy".

Dołączam się do kulinarnej akcji, którą zapoczątkował Paweł i Ola z bloga "W pustyni bez puszczy, czyli Arabia Saudyjska oczami Polaka". Najpierw zacznę od tego, że ich blog jest świetny i jak Paweł opisuje swoje życie codzienne w Arabii Saudyjskiej, tak Ola - jego żona, zajmuje się częścią kulinarno-fotograficzną ich bloga. Oprócz informacji o Arabii, możemy prześledzić również ich egzotyczne eskapady w różne zakątki naszego globu. Zachęcam do odwiedzenia ich bloga: http://arabiasaudyjska-ksa.blogspot.com/  i zapoznania się z jego treścią :)
Nie przedłużając opisze pokrótce o co chodzi z tą kulinarną akcją. Ma ona na celu przybliżenie wykonania polskich potraw z zamienników spożywczych, dostępnych poza Polską. Jak zrobić bigos bez kiszonej kapusty, jak ukisić ogórki bez chrzanu, czym zastąpić typową polską przyprawę, czyli jak sobie poradzić w kuchni i nie zginąć, aby chociaż trochę przybliżyć polskie przysmaki na emigracji. Link do akcji na blogu Pawła i Oli znajdziecie tu: http://arabiasaudyjska-ksa.blogspot.com/2013/08/kulinarne-rozterki-ekspaty.html

Możecie też kliknąć na logo, które przeniesie Was bezpośrednio do akcji blogowej: 

 

Cała akcja trwa od 31 sierpnia do 30 wrzesnia 2013 roku. Zachęcam wszystkich do przyłączenia się! Posty z Waszymi przepisami kulinarnymi dodawajcie w komentarzach pod tematem "Kulinarne rozterki" u Pawła i Oli na blogu.
Ja już się wpisałam i podałam przepis, który robiłam tu jakiś czas temu na domowe ogórki kiszono-małosolne bez użycia chrzanu, kopru włoskiego. Poniżej dodaję Wam ponownie ten prosty przepis, może wykorzystacie:

Moje ogórki kiszono-małosolne bez chrzanu i kopru włoskiego (przepis na 6 litrowych słoików):
- ogórki gruntowe
- główka czosnku
- estragon 1 łyżeczka do herbaty
- gorczyca biała (cale ziarenka) 1 łyżeczka od herbaty
- 2 łyżki stołowe soli
- przegotowana woda

Ogórki gruntowe, umyte, wkładamy do umytych i wyparzonych słoików najściślej jak się da. W garnku zagotowujemy ok 2 litry wody. Na każdy litrowy słoik wsypujemy po 2 stołowe łyżki soli - niby powinna być szara, kamienna do przetworów - ja nie mam takiej, więc dałam jodowaną taką jaką używam do np solenia potraw. Oprócz 2 łyżek stołowych soli do słoika wkładamy 3-4 ząbków czosnku - mogą być posiekane, 1 łyżeczkę od herbaty ziaren gorczycy białej, 1 łyżeczkę od herbaty estragonu (przywiozłam z Polski). Estragon sprawia, że ogórki będą twarde i nie będą puste w środku. Każdy słoik zalewamy ciepłą, lecz nie wrzącą przegotowaną wodą do pełna. Jeśli zbraknie wody to dogotowujemy.
Przed zakręceniem nakrętek, każdy przecieramy watką nasączoną w alkoholu jaki mamy zaczynając od wódki (najlepsza), kończąc na dobrej whisky.
Szybko zakręcamy słoiki i zostawiamy na 2 dni w kuchni. Potem przenosimy w ciemne i chłodne miejsce - u mnie była to dolna półka lodówki nastawionej na +4C. Pierwsze ogórki zjadłam chyba po 2 tygodniach od zrobienia - nie pamiętam, bo robiłam jakieś półtora roku temu.

Nie robię już słoików, bo ciężko u mnie dostać ogórki gruntowe, nie wiem czemu rzadko sprzedają na bazarze, a w supermarketach są tylko te tradycyjne zielone na kanapkę. Wtedy zrobiłam gruntowe, bo mąż przyniósł od kolegi z jego wioski. Nie pamiętam tez ile kg ogórków mi wyszło. Ja miałam takie małe, wiec sporo weszło do 1 słoika (ok 5-6). Resztę co nie wykorzystałam, zjedliśmy do kanapek ;)

Zapraszam do dzielenia się pomysłami i przepisami! Smacznie pozdrawiam :)

30 sierpnia 2013

Misz masz spożywczy

      Zastanawiałam się dzisiaj od rana o czym napisać Wam dzisiejszy post. Chciałam odbiec od turystyki i wahałam się czy napisać post o kosmetykach - bo dawno już nie było żadnego - czy może o czymś bardziej pożytecznym jak artykuły spożywcze. Wybrałam ten drugi temat. Ja wiadomo w sklepach nie ma za wiele polskich produktów, już wspominałam w poprzednich postach, że można czasem trafić na jakieś słodycze typu czekolada Wedla. Dużo zbliżonych produktów jest w supermarketach w rejonie Kyrenii, gdyż tam mieszka bardzo dużo Anglików, Rosjan, więc częściej trafić na produkty "prawie jak z Polski". Ja niestety na razie mieszkam po przeciwnej stronie wyspy, mało tu cudzoziemców, zatem w sklepach również cienki wybór. Niemniej jednak trzeba sobie radzić, więc przez te lata wypróbowałam wiele rzeczy, które z powodzeniem mogą zastąpić konkretne produkty z Polski. 

 Odpowiednikiem naszej polskiej "Kasi" , czyli margaryny do pieczenia jak i innych margaryn tego typu będzie właśnie Sana Hamurişi. Jest tez podobna wersja zwykłej Sany, ta z kolei nadaje się do gotowania, smażenia i pieczenia potraw warzywno-mięsnych.
Ta Sana prezentowana obok, była przeze mnie wypróbowana wielokrotnie do wypieków, polecam!

 Amatorom ciasta francuskiego polecam ten zamiennik. Ciasto jest pakowane po 10, 20 i chyba 30 sztuk. Niestety nie znalazłam ciasta w rolce, gdyż to jest pocięte na równe kwadraty. Oczywiście szukajcie w mrożonkach. ciasto tej firmy wypróbowałam zarówno do pieczenia słodkości, np.rogalików z owocami lub dżemem, jak również do wypieku typowych tureckich przysmaków np. "roladek mięsnych" - et börek. To ciasto niestety nie nada się do przygotowania np baklavy i innych podobnych wypieków.
Jeden z najmniej solonych kremowych serków kanapkowych, tutejszy odpowiednik Mascarpone czy Philadelphii lub Almette. Robiłam z niego tiramisu - wyszło idealnie, mimo, że w składzie serek ma wpisaną sól - nie czuje się zupełnie jeśli dodacie cukier. Jest też wersja powiedzmy "pełnotłusta", która różni się kolorem opakowania - jest ciemnozielony. Serek o różnej gramaturze, ten tu ma 200gr, ale są i po 500gr. Nigdy nie robiłam z niego sernika, więc nie wiem, czy się nadaje.

Akurat nie mam w domu ciasta do wypieku Baklavy, więc posłużyłam się przykładową fotką z internetu tylko dla tego żebyście zobaczyli nazwę - Baklavalik yufka. Obojętnie jakiej firmy, ale paczka z jasnym, prawie białym ciastem, przypominającym zwinięte ciasto francuskie to właśnie ciasto na ten słodki przysmak i nie tylko.  Szukajcie w chłodniach koło serów, jajek itp.



Herbata zielona, to Yesil Çay - jest pełno firm, które sprzedają tę herbatkę. Polecam osobiście akurat tę, gdyż jest z miodem (chociaż jest wiele dodatków) i na chłodne jesienne dni jak znalazł - odpowiada mi jej smak z tej firmy, prawie nie czuć tej goryczki herbaty zielonej. Podobna w smaku do Lipton Yesil Çay. (Zrobię osoby wpis o herbatach to napisze wtedy więcej).

Masło, czyli Tereyağı o zawartości aż 82% tłuszczu - idealne do wypieków, przetestowałam z tej firmy. Oprócz kostki 250 gr można kupić mniejsze 125gr. Jest duży wybór maseł, jednak to moim zdaniem jest najlepsze. wychodzą z tego zarówno kruche ciasteczka jak i maślane kremy do tortów. Drobnym druczkiem można przeczytać, że jest niesolone i tu uwaga - ponieważ można łatwo naciąć się - raz mi się zdarzyło - radzę czytać opakowania maseł, które jest solone, a które nie. W niektórych dużych supermarketach można kupić masło na wagę. Oczywiście zdarza się często, że dostaniemy łatwo angielskie masła lub nawet duńskie Lurpak (w dwóch wersjach).


Odpowiednikiem gęstego bałkańskiego lub greckiego jogurtu, jaki można kupić w Polsce, będzie tutejszy zwykły jogurt. Ma on wiele rodzajów, jednak jest tak gęsty, że można go niemal kroić nożem. Ja zastepuję nim jogurt lejący się, którego prawie tu nie można dostać oraz polską kwaśną śmietanę. Sprawdza się idealnie w tej kwestii. Warto poczytac czy dany jogurt jest z mleka owczego czy krowiego - ten z owczego łatwo poznac po charakterystycznym zapachu - raz się nacięłam hehe. Jogurtów pitnych jako takich tu nie ma, czasem można coś utrafić, myślę, że w tych angielskich supermarketach w Kyrenii jest duża szansa na większy wybór jogurtów pitnych jaki i owocowych.
ten jogurt podaje się zawsze do głównego dania lub kolacji jako dodatek obok np. sałatki czy surówki. Nie znam turka, który by nie jadł jogurtu!

Serek topiony - łatwo poznać, jest w wersji okrągłego pudełeczka, w kubeczku do smarowania nożem (krem peyniri), oraz w plastrach pakowany pojedynczo - bardzo powszechny, niczym w Polsce marka serków Hochland.  
 
Biały ser solony (Beyaz peynir) - ogólnie i łatwo dostępny - ten z kolei spokojnie można pokroić nożem i dodać do sałatki greckiej, smakuje jak ser feta, można go, więc zastąpić każdym tutejszym białym serem. Sera bez soli (nor - kostka pakowana w folię prózniowo, çökelek - pakowany w torebkę plastikową) ciężko zdobyć. Turcy wierzą, że jeśli ser nie zawiera soli może przyczynić się do zachorowania na tzw. humma, czyli brucelozę. Od męża wiem, że dużo jest tutaj przypadków zachorowań na brucelozę szczególnie u owiec i kóz.
Dla zainteresowanych: Bruceloza . U Nas w Polsce chyba rzadko się zdarzają zachorowania, gdyż większość naszych serów niesolonych jest robiona z mleka pasteryzowanego - a podczas pasteryzacji bakterie giną.
  Ser odpowiedni na polski tradycyjny sernik to wielokrotnie zmielony
çökelek (wypróbowałam). Nie zawiera on soli, jednak ma dość kwaśny smak i wygląda jak granulowany, bliżej mu do typu sera ricotta niż do polskiego twarogu. Natomiast Nor wymieszany z mlekiem lub jogurtem spokojnie może robić za ser twarożkowy. Oba sery, czy to na sernik czy na twarożek najlepiej zmielić lub zmiksować blenderem kilkukrotnie.

Çörek Otu, czyli nasza polska czarnuszka. Smakuje i wygląda tak samo. Używam jej do posypywania słodkich lub słonych bułeczek, polskiego chleba jeśli sama piekę w domu, czasami dodaję do środka ciasta drożdżowego. Czarnuszka oprócz kulinarnych zastosowań, ma także zastosowania lecznicze. Więcej można poczytać o tej roślinie tutaj.

     Wypisałam Wam te zamienniki, których używam ja. Większość produktów jest podobna do tych w Polsce  dlatego nie wszystkie potrzebują zamiennika. Żółtego sera nie opisywałam, gdyż łatwo go znaleźć, niestety nie ma tak dobrego smaku jak w Polsce, angielskie sery też są dostępne, ale również nie mają takiego smaku jak żółte sery w Polsce, zatem nie mogę polecić Wam żadnego dobrego odpowiednika. Ja przywożę sobie żółty ser z Polski i jem oszczędnie...We wcześniejszym poście (znajdziecie w wyszukiwarce blogowej) wypisałam listę produktów nie i trudno dostępnych. Oczywiście lista może ulegać zmianie w zależności gdzie robicie zakupy. Podobno można tu dostać kapustę kiszoną, ogórki kiszone lub kwaśną śmietanę. Ja niestety do tej pory na te produkty nie natrafiłam. Ogórki kiszone można spróbować zrobić w domu z tutejszych gruntowych ogórków (wyglądają tak samo jak gruntowe polskie), jednak brak chrzanu i kopru włoskiego może skutkować tym, że z ogórków kiszonych wyjdą Nam małosolne - raz zrobiłam i wyszły właśnie takie jakby pół kiszone, pół małosolne. Próbowałam ukisić tutejsza białą kapustę - niestety bez powodzenia - zgniła mi...Natomiast śmietana kremówka do deserów jest dostępna, śmietana kwaśna - jest coś takiego tu jak kaymak - wytłumaczono mi raz, że kaymak to jest "to co powstaje w mleku na wierzchu" - więc wyglądałoby to, ze jest to właśnie śmietana. Wiem, że jest dostępny kaymak w sklepie, ale czy jest słodki, czy kwaśny, czy słony - nie wiem, nie kupowałam - spokojnie kwaśną śmietanę do gotowania czy pieczenia zastępuję wspomnianym wyżej tutejszym jogurtem.
Mam nadzieję, że ten wpis nie był zbyt nudny i coś z niego kiedyś wykorzystacie :) Produkty, które tu zamieściłam zostały wielokrotnie przetestowane przeze mnie.


źródło części zdjęć: internet

23 sierpnia 2013

Linie lotnicze, czyli czym na Cypr Północny?

    Dzisiaj post o liniach lotniczych, jakimi można dostać się na tę część wyspy. Wszystkie samoloty lądują tu na jedynym lotnisku - Ercan. Link do lotniska znajdziecie w linkowni (lewa kolumna na blogu), ale dla pewności wrzucę jeszcze na końcu tego posta. Oprócz tego lotniska jest jeszcze stare i nie działające już lotnisko Geçitkale - parę lat temu chodziły plotki, że mają je otworzyć tylko dla lotów cargo, ale nic z tego jednak nie wyszło.

Poniżej prezentuję linie lotnicze latające na tę część wyspy:

Tureckie linie państwowe (THY). Mają loty codziennie na wyspę. Wysoki standard w samolotach, przemiła obsługa i nowe samoloty zachęcają do podróży. Niestety ceny biletów porażają cena, ale jak chce się lecieć w wysokim, nawet bardzo wysokim standardzie to trzeba słono płacić. Polecam te linie, leciałam nimi i do tej pory wspominam ten lot. Posiłek (i to jaki!), bagaż, miejsce w cenie biletu. Link do ich strony: http://www.turkishairlines.com/en-int/


Oprócz tureckich linii lata tu linia holenderska oferująca głownie przeloty czarterowe dla turystów z rożnych krajów, a oprócz tego ma normalne loty z Holandii na Cypr Północny przez cały rok. Mowa o Corendon Airlines.
Link do ich strony: http://www.corendon-airlines.com/default.aspx 



Atlas Jet to jedna z tureckich tanich linii lotniczych. Mają całkiem przyzwoite ceny, posiłek w cenie biletu (zazwyczaj kanapka, jogurt, sok), nowe samoloty, obsługa bardzo miła. Latałam z nimi wielokrotnie do Turcji i ani razu się nie zawiodłam. Bardzo szybka obsługa i kontakt z klientem przez infolinię. Mają swoje biura na wyspie i punkt sprzedaży biletów/obsługi klienta na lotnisku Ercan. Link do ich strony: http://www.atlasjet.com/AtlasjetWeb/atlasjet.kk?lang=EN



Kolejna tania linia, lecz ceny różne i pod tym względem wypadają słabo przy Atlas Jet. Niby to tania linia, ale bywa nie tania. Często maja loty łączone z THY i wtedy bilet jest tańszy niż w THY.  Link do ich strony: http://www.anadolujet.com/aj-en/

 Podobnie do Anadolu Jet, bywa, że mają łączone loty z THY.     Cenowo jednak plasują się między Anadolu, a Atlas Jet, czyli źle nie jest, ale mogło by być lepiej. Nie leciałam nimi jeszcze, więc nie mogę opisać swoich wrażeń z lotu. Link do ich strony: http://www.onurair.com.tr/default_eng.aspx

Do niedawna nie latały na wyspę. Nawet przygotowując ten wpis byłam zdziwiona, że zaczęli. To dobry znak. Mogą stać się konkurencją dla Atlas Jetu, ponieważ standard jest wg mnie na tym samym poziomie. Cenowo tez powinno być podobnie. Nie wiem tylko, czy loty są tylko w sezonie wakacyjnym, czy poza również.
Link: http://www.sunexpress.com/en

Na szarym końcu najgorsze z tanich linii. Miałam okazję lecieć nimi w tym roku do Antalyi - wyboru innego nie było, bo Atlas Jet nie miał bezpośrednich lotów do Antalyi (kiedyś miał, a teraz nie). Powiem jedno "never ever" tymi liniami, wole wpław na pontonie do Turcji niż tym badziewiem. Samoloty stare,rozklekotane, obsługa średnia, niby uśmiechająca się, ale z j.angielskim na bakier. Przy zakupie niby bardzo taniego biletu podczas dokonywania rezerwacji dowiadujemy się ze trzeba zapłacić za bagaż, miejsce w samolocie, opłaty lotniskowe itp itd i w efekcie bilet wychodzi zawsze bardzo drogo. Posiłek bardzo drogi, malutki i ubogi, można zakupić na pokładzie, ale nikt tego nie robi. Nawet woda jest tam płatna. Podczas lotu na monitorach wyświetlane reklamy non stop, oczywiście tylko reklamy linii Pegasus. Nie polecam w ogóle tych linii.. Nie biorą tez odpowiedzialności za bagaż, na lotnisku nie chciano mi przykleić znaczka "delikatne-fragile". Po ostrej wymianie zdań, dostałam do wypełnienia druczek i kazano mi się podpisać, ze jeśli bagaż się zgubi, lub zniszczy albo zawartość  bagażu ulegnie uszkodzeniu to nie będę ubiegać się o nic od tych linii. Nie podpisałam w efekcie, modliłam się, żeby nim mi tam nie potłukli- strach był, ale bagaż był cały. Nie wiem jak to badziewie może latać gdziekolwiek poza Turcją, to chyba taki turecki Ryan Air - wchodzić na pokład na własną odpowiedzialność. Link do ich strony: http://www.flypgs.com/en/


Na koniec obiecana we wstępie oficjalna strona lotniska Ercan: http://www.ercanairportnorthcyprus.com/  
Lotnisko znajduje się pod Nikozją: Lokalizacja na Google Maps

    Port lotniczy chcą powiększyć, sprywatyzować, ostatnio podnieśli w górę opłaty lotniskowe, większość z tych w/w przewoźników zaprotestowała wstrzymaniem swoich lotów, poskutkowało. Co dalej będzie z lotniskiem, nie wiem. Inne linie lotnicze oprócz tych wymienionych niestety nie latają. Bezpośrednie loty tylko do Turcji, a loty holenderskich linii Corendon zawsze są z międzylądowaniem w Antalyi. 
Zatem na tę część wyspy można dostać się tylko lecąc przez Turcję.

10 sierpnia 2013

Wybory...i po wyborach.

    Dnia 28 lipca br., miały miejsce wybory do tutejszego parlamentu. Po raz pierwszy mogłam uczestniczyć w nich jako obywatel. Nie było jednak pewne, czy znajduję się na liście, ponieważ dopiero niedawno zostałam obywatelką, więc istniała szansa, że mnie jeszcze nie policzono. Mieszkamy w takim dziwnym miejscu, że ciężko zlokalizować je na google maps, a co dopiero na liście do głosowania. Głosowanie odbywało się 2 wsie dalej od miejsca, gdzie mieszkamy. Nie wiem jakim cudem podlega nasze angielskie osiedle pod wieś X skoro najbliższa  - raptem 5 min autem jest wioska Y - nie wnikam jednak w to - nauczona kilkuletnim mieszkaniem w tej części wyspy wiem, że i tak nie dostałabym właściwiej  i konkretnej odpowiedzi. W każdym razie, uzbrojona w mój tutejszy dowód osobisty, pojechałam z mężem na głosowanie. Odbywało się ono w centrum wsi, w budynku, który hmm...nawet nie wiem jak określić, bo stodołą to to nie było, ale z kolei budynkiem gdzie rezyduje muhtar (odpowiednik naszego polskiego sołtysa/wójta) też nie. Raczej przypominało mi to coś na kształt dawnych klubów wiejskich. Po wejściu ukazał mi się stół do bilarda, kilka plastikowych krzesełek ogrodowych, stoliki do gry w karty i...stół komisji (nakryty zielonym obrusem), wielka metalowa okłódkowana urna, komisja głosowania - patrząca dziwnie na mnie, składająca się z mężczyzny odpowiedzialnego za prawidłowe składanie kart do głosowania i odpowiednie włożenie ich do urny, oraz młodych Turczynek, które wyszukiwały głosującego na listach. Jednym słowem to samo co na naszych polskich głosowaniach. Procedura ta sama: podanie dowodu osobistego i miejsca zamieszkania -  w naszym przypadku osiedle Z - zostaliśmy wyszukani na liście po ok 10 min ich wertowania. Pierwszy głosował mój mąż. Następnie ja. Wcześniej ustaliliśmy w domu na kogo mamy głosować - mąż spisał mi nazwy partii i nazwiska, żebym potrafiła odnaleźć i nie pomyliła się. Znalazłam bez problemu. Oddałam głos poprzez postawienie X koło nazwiska. I tak mogłam zagłosować na wszystkich z jednej partii i, co bym się nie trudziła, obok mnie leżał stempelek z napisem "evet", czyli "tak" - zamiast iksowania obok nazwisk kandydatów mogłam walnąć stempel przy obrazku partii  i już było zagłosowane. My jednak glosowaliśmy na kilu kandydatów z różnych partii, bo tak też można było oddać głos, więc stawiałam X w kilku miejscach.
Następnie podałam kartę do głosowania Panu od urny, on złożył ją przy mnie, a następnie wrzucił do urny. Potem musiałam podpisać się na listach głosujących. Co ciekawe podpisując się , zauważyłam, że część podpisów to odciski palców, a więc jednak to prawda, że niektórzy nie potrafią tu pisać.
Po skończonym głosowaniu pojechaliśmy do domu.
W skrócie o co chodziło z tymi wyborami. Jak już wspomniałam można było głosować na jedna partię lub na kilku różnych kandydatów z kilku partii. Wybory były do tutejszego parlamentu.
Łącznie głosowano na 5 partii. Głosowanie trwało do godziny 18tej lokalnego czasu.
Nie będę opisywać jakie partie były i każdego z kandydatów oraz dlaczego wybory się odbyły, o tym możecie poczytać sobie tutaj: http://wyborcza.pl/1,91446,14342269,Cypr_Polnocny__Jest_szansa__ze_do_parlamentu_wejda.html oraz http://wiadomosci.onet.pl/swiat/cypr-polnocny-rozpoczely-sie-wybory-do-parlamentu/8gkrl .
Generalnie frekwencja wyborcza była bardzo niska w tym roku, chyba najniższa od kilku lat (być może to przez ramazan, albo okres wakacyjny). Tylko 69,6% uprawnionych do głosowania oddało swoje głosy. W poprzednich latach było znacznie więcej: 2009 (81%), 2010 (76%). W tych wyborach wygrała partia CTP (Cumhuriyetçi Türk Partisi) Turecka Partia Republikańska - 21 miejsc w parlamencie. Najwięcej na tę partię głosowano w Nikozji (41,33%). Na drugim miejscu znalazła się Partia Narodowej Jedności UBP (Ulusal Birlik Partisi). Ta otrzymała 14 miejsc w parlamencie. Na nią z kolei najwięcej głosowano w Güzelyurt (32,82%).
Karta do głosowania była wielkości kartki A4, a na niej kolorowy wydruk każdego z logo partii wraz z nazwą, a pod nim nazwiska kandydatów i obok każdego z nazwisk pusty kwadracik do postawienia X. Do parlamentu mogło wejść tylko 50 osób, którzy będą przez 5 lat sprawowali swoje urzędy "poselskie".
Cieszyłam się na te wybory, po pierwsze w związku z nowym doświadczeniem, a po drugie, mogłam już coś zrobić dla tego, kraju gdzie mieszkam jako obywatel pełnoprawny, mogłam o czymś zadecydować, mieć swój własny udział, powiedzmy w "rozwoju" tego kraju.

30 lipca 2013

MSZ - Informacja dla podróżujących

          Wrzucam dzisiaj informacje z Ministerstwa Spraw Zagranicznych jako, że powtarzają się do mnie e-maile od turystów, którzy pytają o wczasy po tej stronie wyspy, czy jest bezpiecznie, jak to jest z przekraczaniem granicy, czy bezpiecznie jest brać dzieci itp historie. Zatem niech przemówi "góra", bo ostatnio ktoś mi zarzucił, że kłamię i straszę niepotrzebnie ludzi :)

Z uwagi na powtarzające się przypadki organizacji przez biura podróży działające w Rzeczypospolitej Polskiej pobytów turystycznych obywateli polskich na terytorium tzw. Tureckiej Republiki Północnego Cypru, Ministerstwo Spraw Zagranicznych informuje, że: 


        • Polska nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z tzw.   Turecką Republiką Północnego Cypru.


  • Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwraca uwagę, że lotniska w miejscowościach położonych w tzw. Tureckiej Republiki Północnego Cypru nie są dopuszczone do międzynarodowego ruchu lotniczego, co stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa polskich obywateli.
  • Tzw. Turecka Republika Północnego Cypru nie jest stroną konwencji wiedeńskiej o stosunkach konsularnych z 1963 r., najistotniejszej w sprawach konsularnych umowy międzynarodowej. Brak jest także jakiegokolwiek innego porozumienia regulującego kwestię wykonywania funkcji konsularnych na tym terytorium. Oznacza to, że wykonywanie opieki konsularnej nad obywatelami polskimi, przebywającymi na terytorium tzw. Tureckiej Republiki Północnego Cypru, nie jest możliwe.
Prosimy o branie tych faktów pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wyjazdach turystycznych do tzw. Tureckiej Republiki Północnego Cypru.

źródło: http://www.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/ostrzezenia/informacja_dla_podrozujacych_do_tzw__tureckiej_republiki_polnocnego_cypru_


Dodatkowo:

Wjazd i wyjazd na teren Republiki Cypryjskiej przez porty lotnicze lub morskie znajdujące się na terenie tzw.Tureckiej Republiki Cypru Północnego (północna część wyspy) jest traktowany przez władze Republiki Cypryjskiej jako nielegalny. Granicę Republiki Cypryjskiej z częścią wyspy okupowaną przez Turcję (formalnie jest to tzw. linia demarkacyjna) można przekroczyć na podstawie dowodu osobistego lub paszportu, w wyznaczonych punktach kontrolnych: Ledra Palace, przy ul. Ledra Street, Agios Dometios w Nikozji, Strovilia, Pergamos, Astromeritis Zodia. Główne punkty kontrolne, Ledra Palace i przy ul. Ledra Street w Nikozji, są przeznaczone tylko dla pieszych. W pozostałych punktach możliwe jest przekraczanie granicy pieszo i samochodem.

(Od siebie dodam, że można przechodzić także granicę w Famaguście, wiosce grecko-tureckiej Pyla,
Yeşilırmak oraz "Bostancı" Zodya koło Güzelyurt).

W dniu 20 października 2006r. weszła w życie nowelizacja cypryjskiego kodeksu karnego, zgodnie z którą korzystanie i rozporządzanie nieruchomościami bez zgody właściciela stanowi przestępstwo według prawa cypryjskiego i jest zagrożone karą pozbawienia wolności do lat 7. Nowelizacja kodeksu karnego służy ochronie prawa własności Greków cypryjskich, którzy zostali po 1974r. wysiedleni z terytorium Cypru Północnego i zmuszeni do pozostawienia nieruchomości na stronie okupowanej przez Turcję. Także pobyt turystyczny w hotelach należących przed 1974r. do Greków cypryjskich może zostać uznany za korzystanie z nieruchomości bez zgody właściciela. Przed dokonaniem rezerwacji w hotelu znajdującym się na terytorium Cypru Północnego, należy sprawdzić stan prawny tego hotelu. Lista hoteli znajdujących się na stronie Cypru Północnego wraz z wyszczególnieniem narodowości ich właścicieli znajduje się na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Cypryjskiej. Jeżeli na ww. stronie znajduje się informacja, że hotel należy do Greka cypryjskiego, znaczy to, że zgodnie z prawem cypryjskim hotel ten funkcjonuje nielegalnie (bez zgody właściciela), a osoba, która zdecyduje się na pobyt w tym hotelu, popełni przestępstwo. Na terytorium Cypru Północnego, legalnie można zatrzymywać się jedynie w hotelach będących własnością Turków cypryjskich.

Zabroniony jest wstęp na teren brytyjskich baz wojskowych oraz fotografowanie terenów i urządzeń wojskowych oznaczonych znakami zakazu.

(od siebie dodaję: To się tyczy także tureckich baz wojskowych oraz baz północno-cypryjskiego wojska)

Podczas planowania podróży do opisanego powyżej kraju, zaleca się zapoznanie się z ostrzeżeniami dla podróżujących, zawierającymi najnowsze informacje istotne dla bezpieczeństwa obywateli polskich na świecie oraz zgłoszenie podróży w systemie e-konsulat.

źródło: http://poradnik.poland.gov.pl/


        Apeluję do turystów: bądźcie świadomi do jakiego kraju jedziecie, obojętnie czy to Cypr Północny, czy to Grecja, czy to Egipt, czy Francja, czytajcie stronę Ministerstwa Spraw Zagranicznych, żeby potem nie było zdziwienia i szukania pomocy na szybko. Na stronie tureckiej nie ma polskiej ambasady. Egzekwujcie takie informacje od biur podróży, rezydentów, przewodników itp. osób, które towarzysza Wam na wczasach. Wg mnie powinni mieć chociażby małą, ale zawsze podstawową wiedzę na temat danego kraju, przecież wysyłają tam turystów, pracują tam. Życie często pokazuje, że jest inaczej, a potem musi interweniować konsul, robi się nie przyjemnie. Po co sobie psuć urlop, bądźmy świadomi dokąd jedziemy zawczasu. Na wszelki wypadek, czytajcie informacje w internecie, w przewodnikach, na forach turystycznych, czytajcie opinie innych osób, które odwiedziły dany kraj.
     Mimo wszystko zachęcam Was do odwiedzenia tureckiej części wyspy. Jest tu dużo bardziej bezpieczniej niż na stronie greckiej i chociaż nie ma tu wielu rzeczy, jest co zwiedzać, jest gdzie popływać, ponurkować, jest co zobaczyć i co zjeść. Ta strona wyspy jest wg mnie najbardziej urokliwa, magiczna, dzika. Kto raz tu był wie o czym piszę, dużo turystów wraca, a to tylko świadczy o tym, że spodobało im się. Ten wpis nie ma zadania Was wystraszyć, ma tylko poinformować o tutejszych realiach. Stanu politycznego na dzień dzisiejszy nie da się zmienić (żałuję). Turysta mimo wszystko powinien mieć na uwadze pewne informacje, tak na wszelki wypadek, w myśl stwierdzenia: "przezorny, zawsze ubezpieczony".

Pozdrawiam ciepło! :)

16 lipca 2013

Katastrofa ekologiczna po raz kolejny

     Znowu to samo. Znowu brak myślenia, błąd człowieka, brak przygotowania, a może nawet i lenistwo...Po raz drugi w ciągu kilku miesięcy mamy katastrofę ekologiczną w Kalecik k/Boğaz.  Zatem rzut beretem ode mnie! A tak chciałam po przylocie z Turcji iść jutro na plażę i trochę popływać, ponurkować, a tu nic z tego.

                     Mapka pokazująca lokalizację elektrowni:


 Po raz kolejny nastąpił wyciek oleju napędowego z tankowca do morza. Skażony jest obszar ok 5 km, ciemna breja dotarła do plaż, czyli znowu nie można pływać, ani nurkować. Profesjonalny sprzęt "ratunkowy" zostanie sprowadzony jutro z Mersin (Turcja), bo tu takowego nie ma. Kalecik to miejsce przeładunku statków - tankowców. W tej wiosce znajduje się nad brzegiem morza elektrownia, która korzysta z oleju napędowego oraz stacja paliw. Według informacji, wyciek nastąpił wczoraj w nocy z rury łączącej elektrownię i tankowiec. Minister turystyki i środowiska potwierdził, że wyciek trwał 10 minut, a do morza trafiło około 100 ton ropy. Manager elektrowni w swoim wystąpieniu w lokalnej tv zapowiedział, że usuwanie wycieku potrwa co najmniej tydzień.
W tym roku to już drugi wyciek podczas transferu oleju napędowego między tankowcem, a elektrownią. W marcu bowiem, do morza wyciekło 2 tony tego paliwa z innego statku. Więcej informacji tu: Kalecik oil disaster

 Zdjęcia katastrofy:



W zależności od siły wiatru i prądów morskich wyciek może się przemieszczać. Miejmy nadzieję, że nie przedostanie się dalej, wzdłuż wybrzeża na piaszczyste plaże Karpaz lub w rejon Famagusty. Parę lat temu była podobna historia, do tej pory po zimowych sztormach można zaobserwować czarny piach na niektórych plażach. Przykre to, bo cierpią przez to nie tylko turyści i my mieszkańcy, ale przede wszystkim morska fauna.

.........................................................................................................


Najnowsze wieści:

Plama ropy rozprzestrzeniła się w kierunku wschodnim i dotarła już do wsi Cayirova. Wielkość wycieku to już obecnie 7 km. W rejonie wsi Kalecik znajdują się siatki do połowu ryb, w których wg właściciela firmy rybackiej, znajdować się może ok 400 000 ton ryb. Stwierdził on ponadto, że wymiana tych sieci może kosztować nawet 100 000 euro. Również hotelowe plaże mogą zostać zanieczyszczone w krótkim czasie, jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki zabezpieczające wyciek. Wciąż oczekuje się na przybycie statku z Mersin z potrzebnym sprzętem i chemikaliami, które zneutralizują wyciek i usuną go z powierzchni morza oraz plaż. Premier Cypru Północnego przybyła wraz z innymi ministrami dzisiaj na miejsce zdarzenia. Zapewniła jednocześnie, że rzad robi wszystko co w jego mocy, aby zapobiec większemu rozprzestrzenieniu się plamy ropy. Jednakże jest w pełni świadoma, że Cypr Północny nie ma odpowiedniego sprzętu/wyposażenia dzięki któremu mógłby sam radzić sobie z takimi wypadkami.

Więcej informacji: http://www.lgcnews.com/kalecik-oil-spillage-update-2/

..............................................................................................

Najnowsze zdjęcia:




źródło zdjęć: facebook

4 lipca 2013

Wyróżnienie mojego bloga

     Bardzo spóźnione wyróżnienie, które dostałam od mojej cioci Lucy z bloga: Lucy z głową w chmurach . Polecam zajrzeć do jej kreatywnego bloga, ciocia zajmuje się rękodziełem, głównie haftem od wielu lat, a z moją mamą siedziały razem w ławce w jednej klasie :)
 
Nie przedłużając, odpowiadam na pytania zadane w wyróżnieniu przez autorkę bloga:

Moje pytania:
1. Znak zodiaku
 
Strzelec
2. W wolnej chwili lubię....
Jeździć konno
3. Truskawki czy czereśnie?
Truskawki
4. Wracam do książki...
Krzyżacy
5. Ulubiony kolor
Niebieski
6. Podróż marzeń
Na Mauritius
7. Ogród to...
Oaza spokoju, ciszy i odpoczynku
8. Piosenka, którą mogłabym słuchać bez końca
Adam Aston - Jadzia (z 1936r.)
9. Wakacje najczęściej spędzam?
U siebie na wyspie, ale zdarza się też Turcja, Norwegia.
10. Buty na obcasie czy na płaskim?
Na płaskim zdecydowanie, obcas tylko na szczególne okazje.


Teraz zgodnie z zasadami tej blogowej zabawy powinnam zadać swoje 10 pytań i wyróżnić kilka blogów.

Oto moje 10 pytań:

1. Ulubiony owoc?

2. Miejsce do, którego zawsze wracam to...?
3. Najbardziej nielubiana potrawa?
4. Lody mleczne czy sorbety?
5. Największe marzenie w życiu?
6. Pieprz czy wanilia?
7. Ulubione zwierzę?
8. Co bym zmienił/ła w swoim życiu?
9. Najlepsza muzyka to...?
10. Wolny czas spędzam...?

Blogi, które wyróżniam:

http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/
http://arabiasaudyjska-ksa.blogspot.com/
http://turkiye-tutkum.blogspot.com/
http://credka.blogspot.com/
http://tureckieopowiesci.wordpress.com/

http://lemessoss.blogspot.com/
http://pokrewneswiaty.blogspot.com/

Blogi wyróżnione, nie mogą wyróżnić bloga, który ich wyróżnił.


12 czerwca 2013

Kino po turecku

      Każdy z Nas lubi chodzić do kina. Fajnie sobie usiąść w fotelu z popcornem, z czymś do picia i oglądać seans. Tureckie kino niczym, w sumie się nie różni od takiego kina w Polsce. Królują multipleksy, jak i jednosalowe malutkie kina.
     Nie inaczej jest w tej części wyspy. Tutaj w każdym mieście jest kino, a nawet zdarza się, że jest ich aż 2. Seanse zaczynają się już od około godziny 14 i trwają z przerwami do północy. Największą siecią kinową w tej części Cypru jest Lemar Cineplex - prawie na naszym europejskim poziomie, z dolby-surround, w miarę wygodne krzesła, nawet 3D filmy można oglądać, co do niedawna było tylko małym marzeniem. Lemar Cineplex jest częścią firmy, która ma tu sieć swoich supermarketów - Lemar. Tam gdzie jest duży Lemar będzie też i kino. Jednym z pierwszych, które tu powstało było to w Nikozji, potem Kyrenia, a teraz od niedawna Lemar Cineplex przywędrował po latach do Famagusty. Do tej pory chodziliśmy z mężem do starego kina w Famaguście, które jeszcze znajduje się niedaleko prywatnego szpitala Magusa Tip Merkezi. Było to / jest kino 3 salowe - czy teraz będzie działać jak przywędrował tu multipleks? tego nie wiem, czas pokaże, na razie jeszcze "żyje". To właśnie w nim po raz pierwszy oglądałam tutaj film - nie pamiętam co to było, ale dzięki tureckim napisom, mogliśmy z mężem razem oglądać, bez potrzeby tłumaczenia mi co kto powiedział i o co w ogóle w filmie chodzi. Część filmów bywa dubbingowanych niestety i na takie filmy nie chodzę, bo i tak bym rozumiała 5 przez 10. 
   Wracając do mojego pierwszego wrażenia w tym kinie. Stare fotele, małe salki - ale z 2 strony pomyślałam, że to taki urok wyspy, tłumów pewnie nie ma - przypominało mi się zaraz kino w moim mieście (już nie istniejące) z mini salką, gdzie kiedyś oglądaliśmy "poranki", a z klasą poszło się raz kiedyś na film fabularny "Cudowne dziecko" (pamiętacie?). Poczułam, więc się cofnięta nieco do lat późnych 80tych, wczesnych 90tych. Zaczął się film, siedzę sobie grzecznie, jem popcornik, popijam wodą z butelki, gdy nagle w najlepszym momencie filmu, w połowie trwania seansu, gaśnie ekran! Zapalają się wszystkie swiatła! Mówię do męża: " cholera, co jest? popsuło się? ", patrzę wszyscy wychodzą - myślę może, jakas ewakuacja kina czy coś takiego, a tu mąż uświadamia mnie śmiejąc sie z mojej paniki w oczach, że to normalne, teraz jest przerwa na siusiu in papierosa! No żesz szlag mnie jasny trafił... ale jak to? za co? I ja nie paląca mam czekać teraz, aż każdy wróci z palenia na zewnątrz kina i wtedy zostanie puszczony film?! niedoczekanie! Byłam wściekła. Przerwa trwała 10 min, podirytowana bardzo, zszokowana i zawiedziona musiałam odczekać swoje i kiedy wszyscy wrócili, film został puszczony od momentu jego przerwania. Wtedy sobie powiedziałam, że wiecej do kina tu nie przyjdę, że to idiotyzm przerywać filmy w połowie, ale w Turcji podobno też tak jest! No masakra jakas!
   Niestety w kolejnych latach zaczęłam się do tego przyzwyczajać, nadal mnie to denerwuje, szczegolnie na filmie akcji lub s-f / jak to się zdarzyło w zeszly weekend, kiedy poszliśmy do nowego kina obejrzeć najnowszy Star Trek: Into the Darkness / , w najlepszym momencie filmu, wręcz w kluczowym - traaach światła włączone i wszyscy "out" z sali. Nadal mnie to dziwi, chociaż już takim oburzeniem mnie to nie napawa jak za pierwszym razem.
    Jest jeden w sumie pozytyw z chodzenia tu do kina, filmy przychodza tutaj szybciej niz do Polski, często sprawdzam kiedy premiera jest w Polsce a kiedy w Turcji i bywa, ze oglądam pierwsza film, zanim moi znajomi tydzień później lub 2 tygodnie później pójdą w Warszawie do kina. To muszę przyznać jest niezłe, ze mogę obejrzeć film ciut szybciej. Do tego nie ma tych 15 minut reklam jak to u Nas w Polsce jest, owszem zanim zacznie się film, jest 10 min, ale zwiastunów filmów, które niedługo będzie można obejrzeć na ekranie, ale reklam jako takich nie ma. Co się chwali.      Niemniej jednak wole cały seans bez przerw niż seans z przerwa zdecydowanie wpływa to na odbiór filmu i moje samopoczucie. Owszem zdarza się też tak, że niektóre filmy w ogole tu nie trafiają, było już kilka przypadków, np film w Nikozji był wyświetlany, a w innych miastach nie, albo w cale nie był dostarczony na wyspę - czy dany film jest wyświetlany, sprawdzić to można łatwo na stronie repertuaru kin. Niestety parę razy na film się nie doczekałam. Teraz odkąd w Famaguście jest multipleks mam nadzieje, że nie będzie z tym już problemu.
      Reasumując - nie zdziwcie się jeśli pójdziecie do kina i w połowie filmu zapalą się światła, to jest jak najbardziej "normalne" i trzeba jedynie spróbować to zaakceptować, bo polubić raczej się nie da. Zastanawiałam się jakby to było gdyby w Polsce w takim multikinie nagle przerwać film...? :)
     Mój mąż twierdzi, że dla niego to jest dziwne siedzieć tyle godzin na seansie, bez rozprostowania nóg i wyjścia do wc, że jak my Polacy wytrzymujemy taki np. 3 godzinny film? no jak to jak? mówię, całkiem normalnie!




Link do repertuaru kin znajdziecie po lewej stronie nieco na dole od tego posta, ale dla nieco leniwych, wklejam bezpośrednio pod postem:

http://www.intersinema.com/kktc-sinemalari/

5 czerwca 2013

Dodatek do dzisiejszego posta

Warto się zapoznać:
 
To tak odnośnie mojego dzisiejszego posta z rana.

Cyżby szansa na zjednoczenie?

       "Rozmowy ws. przezwyciężenia podziału Cypru mogą rozpocząć się w najbliższych miesiącach. - Jeśli jest dobra wola, to wszystko jest możliwe. Jesteśmy na etapie przygotowań - powiedział prezydent Republiki Cypru i przywódca Greków cypryjskich Nikos Anastasiades po spotkaniu z przywódcą Turków cypryjskich Dervisem Eroglu."


      Szczerze wątpię w to, żeby w końcu doszło do zjednoczenia. Te rozmowy trwają już tyle lat i nigdy nic z nich nie wychodzi. Każdy stawia warunki i czegoś wymaga a nikt nic nie daje od siebie (mówię tu teraz o obu stronach). Na początku myślałam, że to zjednoczenie ma sens, że w końcu po latach dojdą do porozumienia obie strony i będzie tu normalnie jak w innych europejskich krajach. Niestety zawziętość i pamiętliwość robią swoje. Jest tyle nienawiści w grekach cypryjskich do turków, że aż żal. Non stop grecka propaganda jest wtłaczana ludziom do głowy, turystom, dzieciom w szkołach o "złych turkach z północy".
    Nie wiem dlaczego, ale tu nie spotkałam się ze złymi opiniami na temat greckiej strony. Przechodząc wielokrotnie granicę, nigdy nie słyszałam od turków, ze grecka strona jest zła, że grecy będą czekać za rogiem, tylko żeby mnie porwać i zgwałcić, że kradną, oszukują i rabują. Natomiast te i inne słowa słyszałam zawsze od strażników granicznych greckich.
      Tutaj też są Turcy, którzy nie lubią greków, pamiętają tamte czasy, mówią , że nie da się na razie z nimi pojednać, bo oni chcą za dużo. Mam też wrażenie, że się boją, że historia może się powtórzyć.
Nie rozumiem tylko co ma Turcja do tego wszystkiego po tylu latach, bo powinna dawno się stąd zwinąć, a nadal ma swoje bazy wojskowe, a przecież turecka część wyspy ma swoje własne wojsko i bazy. Mam wrażenie , ze turecki rząd ma swój jakiś chytry plan, a to nie dobrze.
Chciałabym, żeby konflikt ten się skończył raz na zawsze, żeby tutaj był normalnie, żeby było łatwiej żyć, bez tylu embargo, żeby było tu jak w reszcie Europy, żebym nie musiała chociażby targać walizek z rzeczami, z Polski, których tutaj kupić nie mogę, żebym mój mąż mógł przejść swobodnie na grecką stronę i polecieć ze mną taniej do Polski, żeby mógł odwiedzić wioskę swojego dziadka i zobaczyć jego dom (o ile jeszcze tam stoi). A tu jest trzeci świat, niestety. Osobiście nie widzę szans na zjednoczenie, za dużo nienawiści nadal po greckiej stronie, aby to się udało i na razie wg mnie nie powinno dojść do zjednoczenia -  z żalem to piszę. Jeszcze za mało czasu upłynęło, wciąż rany są zbyt świeże po obu stronach, aby można było sobie wybaczyć i próbować żyć normalnie razem w zgodzie. Dlatego nie wiem czy te rozmowy jesienne coś dadzą, czy znowu nie będzie tak, że się oboje Panowie prezydenci spotkają na kawkę, pogadają, uścisną sobie rękę i każdy pójdzie na swoją część podwórka. Szczególnie, że ten tutejszy prezydent nie kwapi się do połaczenia obu części od początku swojej prezydentury.
Pożyjemy, zobaczymy, musiałby się teraz chyba zdarzyć cud, żeby doszło do jakiegoś dobrego porozumienia...

27 maja 2013

Trochę historii...

   Dzisiaj trochę historii. Zapraszam wszystkich do obejrzenia filmu dokumentalnego o historii podziału wyspy. Film ten został zrealizowany przez Stowarzyszenie Turków Cypryjskich za granicą (The Association of Turkish Cypriots Abroad (ATCA)). Tytuł filmu "Ojczyzna" (Homeland).


Link do filmu: http://youtu.be/c5BqqejHbjA

25 maja 2013

Zaręczyny - part II

    Obiecany post  sprawozdawczy, czyli jak to było na tych tureckich zaręczynach u szwagierki. Zaczęło się to tak....
Już na tydzień przed zaręczynami, zjechała z Turcji rodzina...mieli to być tylko rodzice (moi teściowie), ale teściu nie pytając się nikogo o zdanie ściągnął tez na wyspę swojego najstarszego brata i jego zonę. To całkiem jest tu naturalne i normalne, że ktoś się "wprasza" :) mnie by szlag trafił, ale chyba dziewczyna tym się zbytnio nie przejęła, w sumie została postawiona przed tzw. "faktem dokonanym", więc za dużego wyboru już chyba nie miała. Grunt, że w po przylocie okazało się, że jest jeszcze na wyspie ciocia ze Stambułu (starsza siostra teścia), bo przyleciała zaproszona na ślub i wesele do kuzynów z Nikozji. Zatem musieliśmy iść chcąc nie chcąc na ten ślub i wesele do osób, o których mój mąż słyszał tylko z opowiadań swojego ojca, bo nigdy ich nie widział na oczy. Teściu dzownił do Nas co 30 min i pytał czy będziemy, miało Nas nie by , bo mąż w tym dniu pracował, ale niestety musiał się urwa na kilka godzin dla "świętego spokoju". Ok, pojechalismy na ten ślub, poznaliśmy tych kuzynów i...teściu mój zaprosił ich wszystkich wraz z rodzicami na zaręczyny do jego córki (hahahaah :D).
W międzyczasie teściowie zamiast zostać u Nas, zostali u jakichś znajomych na wsi, wraz z ciocią i wujkiem. Ci ich znajomi chyba zbytnio nie byli przygotowani na tyle osób w domu i po 3 dniach trzbeba było kombinować gdzie zostanie ciocia i wujek, bo nie mieli się gdzie podziać (ot wychodzi myślenie mojego teścia). Mój mąz ostro wnerwiony już tą sytuacją, przyjął ciocię i wujka pod nasz dach - przecież nie mogliśmy pozwolić by spali na ulicy. Wujek i ciocia okazali się fajnymi osobami, mimo bariery językowej udało się Nam porozumieć. Oglądali nasze ślubne zdjęcia i albumy o Polsce. Mieli dużo pytań, na które starałam się odpowiadać swoim łamanym tureckim. Zachwycili się moja polską kuchnia i wypiekami :) Dostaliśmy zaproszenie do nich do domu do Turcji, a ciocia otrzymała mój polski przepis na kurczaka w cytrynach!
Po dwóch dniach jednak pojechali do Nikozji do tych kuzynów ze wspomnianego powyżej wesela i tam siedzieli kilka dni, wraz z ciocią ze Stambułu, do dnia zaręczyn siostry mojego męża.
W tym dniu mój mąż pracował i niestety musiał się zwolnic na te imprezę. Ja wcześniej przyszykowałam Nam odpowiednie stroje. Okazało się, ze z Polski nie zabrałam jednak tej malej czarnej o której wspominałam , ale znalazłam w szafie inna fajna kieckę, również czarną, ale za to w drobniutkie kwiatki, zrobiłam sobie fryzurkę wcześniej podpatrzona na Youtubie, makijaż wypatrzony rano gdzieś w necie i czekałam na męża za świeżo wyprasowaną koszulą. Impreza miała być na 20ta, myśmy jednak przyjechali ciut spóźnieni, bo okazało się, ze siostra zażyczyła sobie abyśmy kupili jej po drodze baklavę. Myślałam, ze to przyjecie będzie w domu jej narzeczonego i będzie kameralne (miało tak być, o czym Wam pisałam wcześniej) , ale niestety "dobre serce" mojego teścia i zapraszanie całej rodziny poskutkowało tym, ze narzeczeni musieli wynająć angielski pub w Lapcie (mala miejscowość za Kyrenią) aby wszystkich ugościć, w sumie było chyba ok 40 osób!!! Swoją drogą zastanawiam się, czy nie musieli wziąć na to kredytu, co w sumie jest całkiem normalne przy tego typu imprezach.
Jak przyjechaliśmy było ok. 21-ej. Po drodze zabraliśmy rodziców, którzy ten czas siedzieli u drugiej siostry mojego meza w Kyrenii. Miejsce okazalo sie nawet calkiem fajne. Część ogródka pubu była zarezerwowana dla Nas. Przekazaliśmy baklavę i zaczęły się przygotowania do zaręczyn. Spodziewałam się szwagierki w bezowej czerwonej sukni, ale jednak poszła po rozum do głowy i założyła czerwona szyfonowa sukienkę mini, wiązana na szyi, do tego złote dodatki (obowiązkowo) oraz złote sandałki z mnóstem cyrkonii i innych "świecideł" (fuj!) w mysl tradycji - im bardziej swiecaco tym bardziej elegancko! (sic!). Narzeczony postawił na ciemna koszule i spodnie w kolorze stalowym, ale krawat był dobrany do koloru sukienki narzeczonej. Oczywiście nie obyło się bez wizyty u fryzjera, natapirowane i mocno spryskane lakierem włosy zostały jej upięte w niewysoki kok (masakra wg mnie, ale to jej święto nie moje). Makijaż jednak musiała wykonać sama lub z pomocą siostry, bo wyglądała bardzo ładnie, nie staro i nie "jarmarcznie".
Jedna rzecz mnie zdziwiła, mianowicie jak przyszliśmy to oprócz narzeczonych nikt Nas nie witał,nie przedstawiał, wiec sami musieliśmy się przywitać ze wszystkimi i powiedzieć kim jesteśmy (wydawało mi się, że powinni to byli zrobić narzeczeni?albo ich rodzice? nie wiem). Rodzina narzeczonego siedziała w jednym roku ogródka, a rodzina narzeczonej w drugim. Wyobrażałam sobie, ze to raczej powinno być wszystko wspólnie, a nie każdy sobie osobno. Generalnie z rodziną narzeczonego, oprócz powitania i podania rąk nikt więcej nie rozmawiał i  zrobiło mi się głupio, chociaż nie powinnam była się przejmować, bo przecież to nie były moje zaręczyny - chyba jeszcze za bardzo myślę polskimi kategoriami. Oczywiście przybyli też kuzyni z Nikozji, oraz świeżo ci poślubieni, na których ślubie byliśmy kilka dni wcześniej. Również przyszła przyjaciółka siostry męża wraz z mężem i roczną córeczką (swoją droga dla mnie nie zrozumiałe dlaczego na tutejszych ślubach, zaręczynach ciąga się tak późno małe dzieci, które dosłownie padają ze zmęczenia i braku snu - po co męczyć takie dziecko??).
Narzeczeni mieli osobne krzesła, a raczej sofę postawiona pod dużym drzewem i przed nimi był ustawiony stoliczek, na którym były kwiatki i stała udekorowana taca, na której leżały nożyczki i pudełeczko z ich obrączkami.
Zanim jednak je wymienili, nagle rozległ się głośny dźwięk bębna i przenikliwy oraz piskliwy dźwięk klarnetu. Koledzy z pracy narzeczonego szwagierki, postanowili zrobic im niespodziankę i odtańczyli specjalny taniec. Próbowałam się dowiedziec od meza jak sie nazywa dokładnie, ale nie mogł sobie przypomnieć (mój mąz nie jest zupełnie zakochanym w tradycjach wiejskich turkiem). Stwierdził tylko, że to jest zaczerpnięte z wiejskiej tradycji i oni tego w Turcji w mieście prawie nie mają, ale zdarza się bęben na weselu na wsi - tu na Cyprze ja tego jeszcze nie zaobserwowałam. Ten taniec, który przypominał dziwną formę tańca "greka Zorby" i walenie w bęben trwał dość długo. Potem kiedy już skończyli, narzeczeni wstali z sofy. To był znak, że chcą wymienić obrączki. Obraczki mieli juz spiete czerwona wstazka, tacke trzymala mlodsza sisotra mojego meza, a kiedy nalozyli sobie obraczki, podszedl wujek jako najstarsza osoba z grona zebranych (to ten wujek, ktory byl u Nas), zlozyl im zyczenia na glos i przeciął obrączki nożyczkami. W tym momencie rozległy się oklaski i wszyscy rzucili sie do nowo zareczonych i zaczęli składać im życzenia. Zapomniałam dodać, że był od poczatku obecny fotograf, który dokumentował cały przebieg tego wydarzenia, robił wszystkim zdjęcia, oraz wspólne czyli narzeczeni + osoby towarzyszące, rodzice etc. Podczas, gdy myśmy skladali im życzenia, wyjelam z pudełeczka złoty medalik (obowiązkowo z wizerunkiem Ataturka) i przypielam swojej szwagierce do sukienki - to był nasz skromny prezent, kawałek złota, który młodzi potem moga sobie spieniężyć sprzedając go (bardzo opłacalne jest kupowanie, a potem sprzedawanie złota na Cyprze lub w Turcji). Następnie został otworzony szampan i rozlany wśród gości jako toast. Potem przyszedł czas na skromny posiłek: był lahmacun (przepis znajdziecie na moim blogu) z ayranem (ayran - napoj z wody, soli i jogurtu), a na deser kupiona przez Nas baklava. Okazało się jednak, ze Pub nie zorganizował wody do picia, owszem była, ale kazali sobie za małą butelkę zapłacić 5TL! Wsiedliśmy, wiec w samochód i pojechaliśmy do najbliższego sklepu po wodę do picia i po jednorazowe kubeczki. Gdy wróciliśmy, znowu rozległ się bęben i moja szwagierka pocięła wstążkę od obrączek na małe kawałeczki i zaczęła rozdawać wszystkim nie żonatym i nie zamężnym osobom na szczęście. Zbliżała się wtedy już 22, a ja o 3 nad ranem dnia następnego miałam wylot do Polski.  Posiedzieliśmy jeszcze około 30 min i widząc ze wszyscy zaczęli już opuszczać pub, pożegnaliśmy się i podwieźliśmy do siostry męża moich teściów.
Dosłownie przyjechalismy do domu o północy, a za 40 min przyjechal moj taksowkarz i zawiozl mnie do Larnaki na lotnisko. Ledno zdarzylam zmyc makijaz i przebrac sie w ubranie na wyjazd. Na cale szczęście spakowałam się dzień wcześniej, wiec wystarczyło tylko założyć buty i zejść do taksówki. O 3:45 siedziałam już w samolocie do Warszawy, który właśnie wystartował z lotniska w Larnace :)