31 lipca 2011

Restauracja "Deks"

Dzisiaj po dłuższej przerwie będą dwa wpisy, pierwszy o przemiłej restauracji Deks, drugi o ciekawym miejscu do odwiedzenia, ale to potem.


Restauracja należy do bardzo sympatycznej angielki, u której od jakiegoś czasu co środę  zgłębiam tajniki języka tureckiego. Nowi uczniowie mile widziani, szczególnie, że Pani udziela lekcji za darmo, nie pobiera żadnych opłat. Miejsce bardzo przyjemne, na skarpie, tuż obok kościoła Ayios Therissos, o którym pisałam we wcześniejszym poście. 


Restauracja mieści się w małym lokalu, ale na zewnątrz można posiedzieć przy stolikach nad którymi rozpięte są żółte parasole, lub wewnątrz wielkiej drewnianej altanie. W cieniu i w przewiewie od morza delektować się można typowo angielską kuchnią jak również specjałami kuchni północno-cypryjskiej i tureckiej. Od skarpy ciągnie się długie drewniane molo, które wchodzi w morze, krystalicznie czysta woda i widoczne skały pod jej powierzchnią zachęcają do obywania kąpieli i nurkowania.


Na molo również ustawione są stoliki i ławki. Nie zabraknie także atrakcji dla najmłodszych, jest dla nich specjalny kącik z huśtawkami, zjeżdżalnią - tuż obok wielkiej drewnianej altany znajdującej się na tyłach restauracji. Samo miejsce jest bardzo urocze, palmy, morze, skałki. 


Deks znajduje się za wioską Yenierenköy (gr. Yialoussa) - dojazd taki sam jak do kościoła Ayios Therissos - trzeba przejechać przez wioskę, potem kierować się cały czas prosto drogą do chwili zobaczenia kościoła. Jest duże miejsce parkingowe. 
Jedzenie bardzo pyszne!!! My zamówiliśmy tosty i skrzydełka z kurczaka, dostaliśmy oczywiście meze  (przystawki) na start w postaci humusu, sałatki ziemniaczanej, surówki warzywnej i jogurtowo - ogórkowego dipu cacık - bardzo smaczne!!! Polecam tosty, bo były nieziemsko pyszne i rozpływające się w ustach. 


Ceny nie są jak z sufitu, jedyny minus to taki, że nie ma tam telefonu, przez co nie ma możliwości płacenia kartą, na razie tylko gotówka to jedyna forma płatności. Bardzo wysoki wręcz europejski standard toalet! Aż chce się używać, bardzo eleganckie i czyste, bez karaluchów i  braku papieru toaletowego, co tutaj jest rzadkością w tego typu lokalach gastronomicznych. Przed wejściem do wewnątrz lokalu znajdują się dwie czarne tablice, na których można zobaczyć co w danym dniu i tygodniu będzie serwowane oraz jakie atrakcje czekają na gości. Nie opodal znajduje się mała etażerka z angielskimi książkami, które można przynosić jeśli komuś nie są już potrzebne, można je także wypożyczać. Restauracja nie tylko serwuje posiłki, ale umila turystom i odwiedzającym muzyką na żywo, cyklicznymi wycieczkami na jesieni po okolicy, charytatywnym bingo oraz co niedzielną sprzedażą różności. Właścicielka zna bardzo dobrze język turecki i lokalną społeczność, często służy za tłumacza przy różnych okolicznościach i sprawach. 


Oczywiście miała nie miłe wspomnienia związane z pielgrzymami z południowej strony, którzy tą drogą udają się do klasztoru i kościoła św. apostoła Andrzeja na samym końcu wyspy.  Byli bardzo nie przyjemni, zrujnowali jej czyste toalety (m.in wyrzucili papiery toaletowe na podłogę zamiast do koszy na śmieci, ręczniki papierowe wędrowały do umywalek lub na podłogę itp.), do tego narzekali na niski standard restauracji, nie dobre jedzenie i domagali się cypryjskiej kawy, a nie tureckiej. Podobne incydenty mają miejsce, kiedy obchodzony jest dzień św. Therissos. Wtedy kościółek zapełnia się grekami z południa, którzy potem spędzają cały dzień w jej lokalu. 
Ja mogę z czystym sumieniem polecić to miejsce każdemu! Zachęcam do odwiedzania, korzystania - na prawdę warto! Cały czas wieje wiatr od morza i nie czuje się upału, wyśmienita atmosfera, ostatnio z mężem spędziliśmy tam prawie 5 godzin na jedzeniu, rozmowie, opowieściach, wspomnieniach.


Serdecznie polecam i zapraszam wszystkich do restauracji DEKS!!!:)

23 lipca 2011

Filmiki - c.d 20 lipca 1974

Wrzucam na szybko filmiki wyszukane na YouTubie, bez tzw. południowej propagandy. Miałam wrzucić pod poprzednim postem, ale dopiero dzisiaj zabrałam się za szukanie. Najbardziej neutralne filmy jakie udało mi się znaleźć z cyklu "tak to właśnie było". Mieszkając tu chcę zachować tzw. "środkowość", chociaż parę razy wytknięto mi, że jestem już bardziej "turecka", staram się być jednak neutralna, bo jestem tu przecież wciąż jako "yabancı" - obca. Ten konflikt przecież mnie nie dotyczył, ba nawet mnie wtedy jeszcze na świecie nie było...Myślę, że nie będę komentowała tych filmów, uważam, ze komentarz jest zbędny w tym momencie. Miłego odbioru.

Film 1:



                                                   Film 2:



20 lipca 2011

20 lipca 1974

Dzisiaj wielkie święto państwowe - dzień wolności. Oto mija już 37 lat od dnia kiedy wylądowały na wyspie wojska tureckie niosące pomoc Turkom Cypryjskim. Ta pomoc zazwyczaj nazywana jest "inwazją", "najazdem", "napaścią", "atakiem zbrojnym" w mediach, w internecie, na południu wyspy, a to przecież nie tak było. Kiedy Turcy Cypryjscy dzisiaj świętują, Grecy spotykają się po południowej stronie i wspominają swoich poległych, składają kwiaty w miejscach pamięci. Jak już wspominałam we wcześniejszych postach, dzięki tej pomocy nie doszło do całkowitego wybicia miejscowych Turków Cypryjskich, do władzy mógł w końcu powrócić legalny rząd Cypru.
Dzisiaj uroczystości zaczęły się o godzinie 12:00 czasu lokalnego, a rozpoczęło je  21 salw z wojskowych dział oraz orędzie prezydenta Dervişa Eroğlu wygłoszonego w lokalnym radio.
Z tej okazji dzisiaj dzień wolny od pracy, za to odbywają się różne festyny zarówno w miastach jak i na wsiach, które zaczynają się nawet na 2 dni przed tym dniem. W Nikozji pod monumentem Atatürka oraz przy grobie  dr. Fazıla Küçüka złożono uroczyście wieńce i kwiaty. Odbyły się także parady wojskowe i przelot słynnej wojskowej grupy akrobatycznej Turk Yıdızlar "Tureckie Gwiazdy"
wykonującej pokaz lotniczy.


 Jak pisałam we wczorajszym poście, przyjechał na tę część wyspy premier Turcji R.T. Erdoğan. Uczestniczył on w uroczystościach w Nikozji, a po południu uroczyście otworzył nowo wybudowaną drogę wiodącą przez góry w rejonie Karpaz. Następnie udał się na otwarcie największego i najdroższego na Cyprze Północnym hotelu Noah Ark, który również znajduje się w tym rejonie. Jutro ma odwiedzić port w Famaguście i spotkać się z lokalnymi przedstawicielami władz. Zapewne będzie poruszana kwestia zamkniętej części miasta, które zostało zamknięte właśnie w dniu dzisiejszym, 37 lat temu. Musze zrobić o tym osobny post, bo będzie dużo pisania i zdjęć!
Powracając do uroczystości, to w porcie w Girne można od dzisiaj do jutra zwiedzać publicznie fregaty i pancerniki tureckiej  marynarki wojennej, które na tę okoliczność przypłynęły z Turcji. Osobiście miałam możliwość bycia w zeszłym roku na takiej wojskowej fregacie wraz z mężem. Stacjonowała ona wtedy w porcie w Famaguście - niestety nie można było robić zdjęć z oczywistych względów - statek wojskowy - ale faktycznie robił wrażenie na zewnątrz i wewnątrz. Przed wejściem na pokład trzeba było się wpisać na listę zwiedzających, podać swój kimlik nr oraz dane osobowe (ja podałam polski nr pesel). Przy wejściu w białych mundurach galowych stali przystojni marynarze oraz oficerowie pokładowi. Mało kto wie, ale mój mąż jest z wykształcenia takim właśnie oficerem pokładowym, chociaż już nie na statku wojskowym, jednak jak patrzyłam na nich, przeżyłam wtedy odczucie mega wielkiej dumy :) Pamiętam, że spędziliśmy na fregacie dość długo, bo mój mąż wtedy wdał się w dyskusję z I oficerem i dzięki temu mogłam obejrzeć mostek kapitański i kajutę kapitana-w tym wypadku komandora. 
Jutro jednak wszyscy idą do pracy, nie ma dnia wolnego pomimo, że jutro również będą uroczystości i festyny.  Uroczystości w stolicy osiągną punkt kulminacyjny właśnie jutro, kiedy specjalna ceremonia odbędzie się na bulwarze dr. Fazila Küçüka o godzinie 9:30 czasu lokalnego. Oddzielne uroczystości odbędą się również w Yavuz Cikarma Beach w Alsancak, gdzie wojsko tureckie po raz pierwszy wyładowało w 1974 roku.

Na koniec kilka historycznych fotek ukazujących przybycie tureckiej armii na tę część wyspy. Fotki wydobyłam z głębin internetu.
20 lipca 1974:
Lądowanie wojsk na plaży

Czołg w Nikozji:
Tureccy żołnierze na Cyprze Północnym:

19 lipca 2011

Premier Turcji na Cyprze Północnym

Dzisiaj jest "szczególny" dzień dla Cypru Północnego. Dzisiaj przyleciał szef rządu Turcji premier Recep Tayyip Erdoğan. Jest liderem partii mało lubianej i popularnej przez Turków, AKP - Partia Sprawiedliwości i Postępu. Zostanie tu przez całe dwa dni. Przyleciał na coś w rodzaju "inspekcji", wszystko postawione w gotowości. Rano obudził mnie huk nisko przelatujących nad morzem wojskowych helikopterów w szyku.
Wczoraj w Nikozji gorączkowe sprzątanie na trasie lotnisko Ercan - centrum Nikozji.
Dodatkowo ćwiczenia wojskowe oraz grupy specjalnych samolotów akrobatycznych, które na tę okoliczność pojawiły się na wyspie. Ponadto malowanie, mycie, pielenie klombów, obcinanie palm, wywieszanie flag na lampach i przy skwerach.
Jak zwykle wszystko na cypryjską "ostatnią chwilę". Przez to część ulic w Nikozji jest nie przejezdna - dobrze, że wczoraj załatwiliśmy z mężem potrzebne sprawy i nie musimy dzisiaj jechać do stolicy. Za to jutro prawdopodobnie odwiedzi Nasz rejon , w którym mieszkamy, czyli Karpaz. Jutro bowiem mija kolejna rocznica tureckiej interwencji z roku 1974 - szerzej jutro będzie cały post na ten temat, może uda się  nawet wstawić zdjęcia z jakiś uroczystości o ile mąż nie zapomni na służbie ich zrobić :)
Napisałam na początku postu w cudzysłowu "szczególny", bo R. T. Erdoğan nie jest tu za bardzo lubiany, a szczególnie jego postawa w sprawie zamkniętej części Famagusty (gr. Αμμόχωστος) [o tym też będzie osobny post], którą chce oddać greckiej części wyspy. Ta awersja do premiera nie wynika z tego, że chce ją oddać, chociaż i to nie jest mile widziane, bo Turcy Cypryjscy nie chcą oddawać tej dzielnicy Famagusty, ale głównie chodzi o sam fakt w jaki sposób on się na ten temat wypowiada. Traktuje Cypr Północny jak swoją własność, Famagustę i zamkniętą jej część jak swoją posiadłość, zawsze podobno się z tym obnosi i rządzi się po każdym spotkaniu - czy to prawda, nie wiem, bo osobiście nie słyszałam, ale plotki wśród ludności chodzą nie od dzisiaj na ten temat, więc może coś w tym jest? Turkom Cypryjskim przestało być już dawno do śmiechu z tego powodu. Widocznie premier Turcji wyszedł z założenia, że skoro jego kraj śle pieniądze i wspomaga rozwój tej części wyspy, to tak jakby tę część wykupił sobie na własność, a tak nie jest. Rzadko tu spotykamy z mężem zwolenników tureckiej AKP i Erdoğana. Sama partia mija się daleko z celami jakie postawił  wcześniej Atatürk. Turcja pod rządami
Erdoğana ubożeje i cofa się ewidentnie w rozwoju. Ma to także swój wpływ na Cypr Północny, jako, że z Turcji idą środki na utrzymanie wielu tutejszych instytucji i sektorów.
Ciekawe jak dzisiaj mija wizyta, w takim upale? Wczoraj temperatura przekroczyła +40C w cieniu!

 Na szczęście my mieszkamy nad morzem i woda daje trochę ochłodzenia, bardzo rzadko jest u Nas tak wysoka temperatura. Dzisiaj nawet na moim osiedlu do rana wszystko jest myte, sprzątane, polewana dużą ilością wody, której tak brak na wyspie, ale musi wszystko lśnić przed jutrzejszym świętem. Jutrzejszy dzień jest zaznaczony na czerwono w kalendarzu, zatem jest to dzień wolny od pracy, co w praktyce oznacza, że dzisiaj od wczesnego popołudnia nie da się już nic załatwić, bo wszystko jest dawno zamknięte.

12 lipca 2011

Coś słodkiego, czyli tahınlı.

Jako, że nadal mam rodzinę z Turcji pod swoim dachem, postanowiłam przetestować po raz pierwszy przepis na Tahınlı - zawijane bułeczki z ciasta drożdżowego w kształcie róży z pastą sezamową i cukrem. Smakuje jak sezamki w bułce drożdżowej :) Mam nadzieje, że trafie w gusta dość wybrednych gości i będzie im smakowało.  Tahınlı nie jest ani za słodkie, ani zbytnio mdłe w smaku. Na pewno jest jednak bardzo sycące, po spróbowaniu jednej bułeczki nie chciałam sięgać po następną :) Do wykonania Tahınlı
będziemy potrzebować:


1 filiżankę cukru  kryształu
1 łyżkę stołową cukru kryształu
250 gr mąki pszennej
350 gr pasy sezamowej
1 czubatą łyżkę stołową drożdży instant
1 filiżankę ciepłej wody


Użyłam pasty sezamowej z Koski, ale może być każdej innej firmy, aczkolwiek osobom z Turcji polecam Koskę. Niestety nie wiem czy taką pastę i czy tej firmy można dostać w Polsce.

Filiżankę ciepłej wody, łyżkę cukru i drożdże mieszamy w garnuszku i odstawiamy do wyrośnięcia. Przesiewamy mąkę do dużej miski, a następnie dodajemy do niej wyrośnięte drożdże.

 
Powoli mieszamy wszystko łyżką, a następnie wyrabiamy ręką do uzyskania gładkiego i pulchnego ciasta drożdżowego - możemy pomagać sobie podsypując mąkę. Formujemy kulę, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia.
Po tym czasie wyrośnięte ciasto dzielimy na części wielkości pomarańczy. Każdą kulkę na posypanej stolnicy lub blacie rozwałkowujemy na bardzo cienki placek. Następnie malujemy placek na całej jego powierzchni pasą sezamową i posypujemy całość cukrem kryształem - mała warstwa, tak, aby cukier "wtopił się" w pastę.


Każdy taki placek tniemy na paski o szerokości ok. 3 cm (ja do tego użyłam noża do pizzy - polecam)  i zwijamy posmarowaną stroną do środka tworząc ruloniki, w miarę potrzeby dodajemy kolejne paski, tak by utworzyć kształt róży. Zwinięte bułeczki powinny mieć średnice około 6 cm.

Kontynuujemy, aż wykorzystamy całe ciasto. Piekarnik nagrzany do +200C, czas pieczenia ok. 20 min, lub do uzyskania koloru złoto-brązowego. Z tych składników otrzymamy ok 8 - 10 sztuk. Po upieczeniu wyglądają tak:


Życzę smacznego!!! :)

10 lipca 2011

Służba wojskowa na wyspie

Witam po krótkiej przerwie. Spowodowana była brakiem chwilowym internetu i odwiedzinami rodziny męża z Turcji. Wczoraj w samo południe udaliśmy się do jednej z baz wojskowych w Nikozji odwiedzić młodszego brata mojego męża, który właśnie kończy tu służbę. Trzeba napisać, że służba wojskowa w Turcji i na Cyprze Północnym jest obowiązkowa i trwa 15 miesięcy. Nie ma zwolnień, musi być to najbardziej skrajny przypadek, żeby do wojska nie pójść - studia nie zwalniają, jak skończysz się uczyć i tak trafiasz do woja. Niektórzy Turcy ratują się "ucieczką" z Turcji poza jej granice, ale wtedy gdy postanowią wrócić, nawet po latach spędzonych za granicą kraju, są ściągani dosłownie z lotniska i lądują w bazach wojskowych. Znamy z mężem przypadek kiedy to  50cio paro letni znajomy musiał odsłużyć w wojsku służbę - na szczęście z racji wieku był tylko w jednostce 1 dzień, raz strzelił z karabinu i na tym służba się skończyła :) ten przypadek nie jest odosobniony, nikogo wojsko nie pominie. Mój mąz odsłużył również tu swoją służbę, jeszcze przed rozpoczęciem studiów, także ma już to za sobą, właściwie mamy za sobą :)
Zazwyczaj młodych rekrutów z Turcji wysyłają tutaj na wyspę, lub na wschód kraju gdzie, zgodnie z przysłowiem "diabeł mówi dobranoc", ale można sobie również poprzez znajomości i słynne tureckie kontakty "załatwić" przeniesienie do lżejszych warunków. Co weekendy można tu takiego rekruta  w jego bazie odwiedzać - wizyty tutaj w soboty lub niedziele od 9 rano do 17 po południu czasu lokalnego. Jest specjalnie wyznaczone miejsce gdzie można sobie posiedzieć, pogadać, wspólnie zjeść posiłek. Na takie odwiedziny przyjeżdża zawsze cała rodzina obładowana mega wielkimi siatami jedzenia i picia.
Nie ma tutaj takiego jakby to powiedzieć "obyczaju" jak u Nas w Polsce, że rodziny przyjeżdżają na przysięgę. Tutaj rodziny mogą odwiedzać swoich co weekend. Pamiętam jak brat w zeszłym roku wstępował do wojska. Dla mnie to było wielkie zaskoczenie widząc tyle samochodów przed jednostką, płaczące żony, matki, babcie, dziewczyny, które w jednej ręce trzymały chusteczki do ocierania łez, a w drugiej siaty z jedzeniem :D co ciekawe po 2 dniach od wstąpienia historia powtarzała się. Pojechaliśmy i my zobaczyć  zgodnie z tradycją - jak sobie brat poradził przez 2 dni - dla niektórych chłopaków to dramat! Oto spod skrzydeł nadopiekuńczych mam musieli wyfrunąć w lot ku samodzielności. Dotąd to mamy pastowały im buty, gotowały jedzenie i sprzątały po nich, prały im i gotowały - od teraz oni będą musieli się tego sami nauczyć oraz wielu wojskowych zadań. Normalnie strasznie się śmiałam na ten widok szturmujących bramę bazy wojskowej w Famaguście, matek, żon i babć, ojców, braci obładowanych jedzeniem, świeżymi ubraniami i potrzebnymi rzeczami osobistymi. Strasznie mnie to śmieszyło - taka rozpacz, jakby w tym wojsku miała stać się gignatyczna krzywda, jakby to był obóz koncentracyjny, a nie wojsko...Jak dla mnie trochę bezsensu - mają niby nauczyć się walczyć, ochraniać kraj i być samodzielnymi , a tu po 2 dniach wizyty z domu plus cykliczne co weekend...gdzie ta samodzielność? Mój mąż mówił, że to normalne, że pewnie sama tez tak będę lecieć jak kiedyś nasz syn (o ile się trafi) będzie wstepował do wojska - jakoś nie wydaje mi się, żebym aż tak panikowała. Jestem Polką i daleko mi do mentalności Cypryjczyków czy Turków, nawet by mi przez myśl nie przeszło pastować buty mojemu dorosłemu synowi - o co to, to nie!
Wracając do wczorajszych odwiedzin to oczywiście byli tam wszyscy, przebywająca chwilowo na wyspie mama i najmłodsze rodzeństwo, ciotka ze Stambułu oraz siostry męża, które tu mieszkają i pracują. Był gar dolmy i sarmy (faszerowane liście winogron), do popicia standardowo mrożona woda w butelce i coca-cola. Zrobiliśmy sobie razem pamiątkowe zdjęcia, a w najbliższy wtorek brat wychodzi z wojska i wraca do domu do Turcji. Pogoda już zrobiła się iście letnia, wczoraj temperatura przekroczyła magiczne +35C :) Podróż do Nikozji w samochodzie bez klimatyzacji (popsuła się) w upale około +39C to mega ekstremalny wyczyn.  Dojechanie do bazy wojskowej udało się bez problemów, mogliśmy w końcu odpocząć w cieniu wysokich eukaliptusów.
 
Nie mam jeszcze zdjęć tutejszych eukaliptusów, dlatego wstawiam znalezione w internecie:


W drodze powrotnej zrobiliśmy w markecie zakupy - market polecony został przez Cezarego (pozdrawiam i dziękuję), dzięki  temu zaopatrzyłam się ponownie w nowe słodkości naszej polskiej Jutrzenki :D
Dzisiaj mega upał i zero wiatru, na termometrze +40C w cieniu i to o godzinie 16 czasu lokalnego (15 czasu polskiego). Dopiero teraz nieco opadła, ale i tak jest ciepło jak w piecu, noce również powoli stają się nie do wytrzymania, powyżej +20C, bezwietrznie...i tak już będzie aż do końca lipca. Lipiec to najcieplejszy miesiąc w roku, potem temperatura bardzo powoli spada, ale jeszcze w listopadzie można spokojnie opalać się i pływać w morzu :)

4 lipca 2011

Ayios Therissos

Ostatnim razem wybralismy się z mężem zobaczyć co się zmieniło w wiosce, w której mieszkaliśmy jakiś czas temu. Zawsze chciałam zobaczyć kościółek, który znajduje się poza wioską, a kiedy nadarzyła się ku temu okazja, skorzystaliśmy. Kościół Ayios Therissos znajduje się w rejonie Karpaz. Dokładnie za wioską Yenierenkoy (gr. Yialoussa). Chciałam dowiedzieć się coś więcej odnośnie historii - w którym roku został zbudowany etc., ale wujek Google milczy na ten temat. No cóż może kiedyś uda mi się coś wyszukać, albo się dowiem sama. Kościół na zewnątrz jest dobrze zachowany, zorientowany na osi wschód-zachód. Jest to kościół franko-bizantyjski - tę informację znalazłam w internecie (nie wiem na ile celną i prawdziwą). Kościół do tej pory był / jest używany przez grekokatolików. W części wschodniej posiada wieżyczkę z niegdyś działającym dzwonem.

Ayios Therissos "nowszy", widok na wejście główne od strony zachodniej.

W środku znajdziemy puste, stare ławki, reprodukcje ikon, zaschniętą stearynę i wosk ze świeczek oraz datki w postaci monet euro (nikt ich nie kradnie, nie zabiera). Widać zatem, że ludzie przychodzą czasem tu się jeszcze pomodlić. Kościół jest cały czas otwarty, dostępny dla wszystkich, a "złe turki" nie siedzą w środku, nie pobierają opłat, ani nie pozwalają się modlić, ani nie straszą Nas karabinem - tak, takie teksty można usłyszeć czasami od greków cypryjskich jeśli wybierasz się na turecką stronę zwiedzać kościoły., niedawno nawet czytałam o tym w gazecie internetowej. Niestety ołtarz drewniany jest w złym stanie, zamiast prawdziwych ikon ,  znajdujemy reprodukcje w postaci plakatu przyklejonego do kartonu lub malowidła wykonanego na płaskiej sklejce.


 Widok na drewniany ołtarz z reprodukcjami ikon

 Detal drewnianego ołtarza

Ławki z reprodukcjami ikon

Obdrapane ściany, niegdyś białe, teraz ze zwisającą ze starości  białą farbą mówią o wielkiej potrzebie renowacji tego miejsca.  Kościół jest zaniedbany, myślę, że nikt porządnie o niego nie dba, chociaż dziur nie ma, nic na głowę nie spada ani nie cieknie, to jednak warto by doprowadzić go do jako takiej kultury. Nie ma komu dbać, od czasu podziału wyspy takie kościoły popadły w częściową ruinę, inne jako tako się trzymają, ale tylko dlatego, że leżą blisko głównych dróg i podróżujący w te rejony grecy cypryjscy z południa wyspy zatrzymują się na krótką modlitwę. Jest stowarzyszenie architektów greków i turków cypryjskich, którzy prowadzą wspólnie inwentaryzację tych kościołów, ale nie spotkałam się z próbą ich renowacji, a szkoda.
Apsyda

Za drewnianym ołtarzem znajduje się apsyda, gdzie umieszczono ołtarzyk lub tabernakulum, wsparty na kolumienkach - nie wiem jak to się fachowo nazywa  i do końca nie jestem pewna też roli, niestety religia prawosławna jest mi obca, sama jestem katoliczką, więc bazuję tylko na wiedzy odnośnie wyposażenia kościołów katolickich. Może znajdzie się ktoś, kto mnie w tej kwestii "oświeci" ??

Mały ołtarzyk?

Niedaleko tego kościółka znajduje się mniejszy (obecnie na terenie prywatnym), nazwa jest taka sama jak tego: Ayios Therissos, czasem dodają miejscowi dopisek "starszy". Nie byłam jeszcze w środku, ale zupełnie inna architektura, ponieważ ten starszy kościół był niegdyś kościołem chrześcijańskim, być może nawet katolickim? Ten opisywany przeze mnie dzisiaj kościół, jest nazywany jako "nowszy". Na koniec kilka reprodukcji ikon z wielu jakie możemy napotkać w tym kościele oraz zdjęcie całego wnętrza kościółka.
Reprodukcje ikon
Wnętrze całego kościoła
Ten kościół rozpoczął cykl moich postów dotyczących m.in. kościołów w tej części wyspy. Postaram się opisać i pokazać Wam ich jak najwięcej oraz meczetów i zabytków.
W tym tygodniu mogę być trochę zajęta, dlatego proszę zatem o cierpliwość nowe posty pojawią się już niedługo. Pozdrawiam wszystkich ciepło :)

p.s : Te i inne zdjęcia owego kościółka oraz inne zdjęcia tej części Cypru znajdziecie pod linkiem "Cypr Północny w moim obiektywie". Link znajdziecie po lewej stronie, nieco na dole bloga w dziale "polecane strony". Zapraszam do oglądania i komentowania :)



3 lipca 2011

Rocznica

Wczoraj minęło dokładnie 2 lata odkąd zaczęłam mieszkać na stałe w tej części Cypru. Wcześniej przylatywałam w miarę swoich możliwości. Wypadałoby więc zrobić jakieś podsumowanie, zestawienie tego co do tej pory zaobserwowałam. Może zacznijmy od plusów, potem przejdziemy do minusów.

Plusy :
  • pogoda, mniej więcej 250 dni słonecznych w roku
  • ciepła zima, bez śniegu za to dużo deszczu i wiatru
  • całe mnóstwo zabytków do zwiedzania, fotografowania
  • bogata fauna (dzikie osły, żółwie morskie, półdzikie owce itd.)
  • piaszczyste plaże i turkusowe ciepłe morze
  • tanie warzywa i owoce do tego nieziemsko smaczne
  • lokalnie wyrabiany ser Hellim i kilka rodzajów chleba
  • pyszne jedzenie
  • prawie zerowa przestępczość (bezpieczeństwo)
  • cisza i spokój
  • spokojni i mili ludzie
  • bardzo dobra infrastruktura drogowa
  • uniwersytety
  • góry i piękne widoki\
  • rozwinięta sieć hoteli
  • w miarę tanie paliwo  (tańsze niż w Europie)
  • niskie ceny nieruchomości w porównaniu z Polską
Minusy:
  • brak transportu lokalnego (busy, autobusy)
  • problemy z dogadaniem się w j.angielskim
  • trudności w znalezieniu pracy
  • brak większości znanych marek, firm i sklepów
  • drogie produkty mięsne i rybne
  • brak lotów bezpośrednich na tę część wyspy
  • biurokracja
  • odkładanie wszelkich spraw na tzw. "jutro" (lenistwo)
  • popołudniowa sjesta (nie można wtedy nic załatwić)
  • brak ambasad i konsulatów międzynarodowych (oprócz tureckich)
  • złe traktowanie zwierząt domowych i użytkowych
  • wielkie, owłosione pająki (tarantule)
  • brak życia kulturalnego poza sezonem
  • wysokie ceny towarów importowanych (ok. 80% towarów sklepowych jest z importu)
  • nagminne olewanie zasad ruchu drogowego
  • drogi internet i elektryczność
  • woda w kranach nie zdatna do picia
  • niski poziom edukacji
  • brak segregacji odpadów (zero recyklingu)
  • złe działanie poczty i firm kurierskich (paczki, listy itp nigdy nie docierają do adresatów na wyspie)
  • chyba najważniejszy: nie uznawanie kraju na świecie i brak jego lokalizacji na mapach świata
  • brak kursów językowych dla obcokrajowców
  • brudne plaże, których nikomu nie chce się sprzątać
  • poza sezonem miasta i wioski zamieniają się w widma
  • plotkarstwo i wścibstwo miejscowych
To tyle, jak widać na razie zaobserwowałam więcej minusów niż plusów. Niestety taka prawda, ale minusy zaobserwujemy, kiedy będziemy tu mieszkać na stałe, non stop -  jak ja,  turysta, który przyjeżdża raz na roku lub dwa i to w sezonie nie zauważy minusów, czyli tzw prozy życia. Dla przeciętnego turysty Cypr Północny jest rajem, piaszczyste plaże, turkusowe morze, góry do wspinaczki, zabytki, kasyna, niskie ceny, bo nie w euro tylko w tureckich lirach itd , itp.
Podsumowując, Cypr Północny jest to piękny i wspinały kraj, ale tylko dla turystów czy emerytów, mieszkając czy nawet zostając tu dłużej, okazuje się, że tak na prawdę nie ma tu nic ciekawego do roboty.
W mieście jedynymi rozrywkami są restauracje, kasyna, kina i kręgielnie, poza miastem nie ma kompletnie nic, ani ośrodków sportowych, totalna "pustynia" kulturowa, otoczona polami uprawnymi, do tego postępująca drożyzna. Kiedy zwiedziło się już wszystkie zabytki, stanęło się na najwyższych szczytach gór, kiedy się spróbowało lokalnych specjałów, dojść można po pewnym czasie do wniosku, że niestety, ale wieje tu nudą...i to nie tylko poza sezonem, ot taka wielka wiocha...

1 lipca 2011

Kameleon

Głównym bohaterem dzisiejszego postu na blogu jest  śródziemnomorski kameleon. Wracałam z mężem z Nikozji i prawie nieszczęśnika byśmy przejechali - paradował sobie w najlepsze po ruchliwej drodze, "olewając" samochody. Kameleona nigdy nie widziałam na żywo, a tutaj spotkanie go jest bardzo rzadkie. Zatem dla mnie to nie lada gratka! Zatrzymaliśmy się i zrobiliśmy mu kilka fotek, po czym mąż przeniósł go w bezpieczne miejsce.


Oto Pan przystojniak:


Jest to bardzo rzadki gatunek na wyspie, dlatego apeluje do wszystkich, którzy jeżdżą samochodami o uwagę, bo często właśnie można te stworzonka na drogach spotkać, bardzo rzadko natomiast na drzewie czy w trawie, gdzie się upodabniają, jak na kameleony przystało. Ten osobnik należy do gatunku Chameleo chameleon (Linne 1758), wielkość dochodzi do 28 cm. Żywi się różnymi insektami głównie owadami (muchy czy motyle). W dotyku jest ciepły, nie jest obślizgły, ma fajne nóżki, co widać na zdjęciu powyżej, każda zakończona ostrym pazurkiem. Normalnie jest bardzo powolny, ale kiedy jest wystraszony bardzo szybko ucieka i wydaje głośne syki przy których nadyma swoje gardło. Dzięki temu wystrasza intruzów i swoich naturalnych wrogów. Nas tez tak próbował "pogonić" :)


Próba wystraszenia Nas:



Szybka ucieczka:



Wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione telefonem komórkowym i na tzw. "szybko". Czasami na wyspie są takie chwile kiedy czuję się jak w programie National Geographic albo Animal Planet, i to właśnie była jedna z takich chwil. Od dawna chciałam zobaczyć tego kameleona i w końcu udało się, zupełnie przypadkowo :)