14 czerwca 2011

Witajcie - Hoşgeldiniz!!

Jest to mój pierwszy post wypadałoby się przedstawić i wyjaśnić skąd ja się tu właściwie wzięłam. Tu to znaczy dokładnie gdzie? Wciąż muszę wyjaśniać swoim rozmówcom, gdzie jest ten kraj, dlaczego powstał i czy nie boję się tu mieszkać, dlaczego tu mnie przywiało...Zatem do dzieła...
Jak sam tytuł bloga mówi, mieszkam w kraju, który nie istnieje, nie ma go na żadnych mapach, nawet na google maps. Kraj ten jest właściwie tylko "widoczny" dla Turcji. Mieszkam bowiem, w Tureckiej Republice Cypru Północnego, skrócie KKTC (Kuzey Kıbrıs Türk Cumhuriyeti) lub TRNC (Turkish Republic of Northern Cyprus ) lub zwyczajnie Cyprze Północnym.  O powstaniu KKTC napiszę już w kolejnych postach, bo jest o czym pisać...Wracając, turecka część Cypru graniczy z grecką częścią tj. Republiką Cypru, która jest w Unii Europejskiej, dlaczego ta część wyspy nie jest w Unii , a tamta jest, o tym w innym poście.Te dwie części oddziela pas ziemi,  tu nazywany albo green line, albo no-man's land, oficjalnie to ziemia niczyja, którą kontroluje UN. Kraj jest tylko uznawany przez Turcję, zatem jest to problem nie lada jeśli trzeba cokolwiek załatwiać na linii Polska - KKTC - Polska.
Na co dzień mieszkam na cichym osiedlu, gdzie moimi sąsiadami są głównie emerytowani Anglicy, do najbliższego dużego miasta, mam mniej więcej 25 km, do stolicy Nikozji (także jest podzielona na 2 części), prawie 80 km. Mieszkam tu wraz z mężem już od 2 lat. Wcześniej pomieszkiwaliśmy  w prawdziwej turecko-cypryjskiej wiosce i to było dopiero prawdziwe wyzwanie :) , o czym także opiszę w osobnych tematach. Na razie nie pracuję, szukam pracy, mam z tym problemy (któż nie ma zresztą dzisiaj), zajmuje się domem. Kocham jeździć konno, gotować, malować, rysować, pływać, nurkować itd .itp... jak to kiedyś  ktoś mnie określił: "kobieta o wielu talentach i zainteresowaniach". Zatem nigdy w miejscu długo nie usiedzę, zawsze coś muszę robić i teraz ten wolny czas poświęcam na wiele moich pasji, a w międzyczasie próbuję swoich sił ucząc się sama języka tureckiego, który jest tu językiem urzędowym. i szukam pracy. Funkcjonuje tu także angielski oraz grecki, jednak bardzo rzadko daje się dogadać (szczególnie w urzędach i szpitalach) w tych językach.
Wbrew pozorom jest to jak dotąd, zaraz po Norwegii, wg mnie drugi najbezpieczniejszy kraj, w którym dane mi jest mieszkać. Przestępczość prawie zerowa - wiem, z pierwszej ręki, ponieważ mój mąż jest tu policjantem. Praktycznie możemy wyjść z domu, z samochodu nie zamykając go. Ja jednak z polskiego przyzwyczajenia zamykam wszystko, ot tak na wszelki wypadek.
Jak się tu znalazłam? Hmm zacznę od tego, że jestem z wykształcenia archeozoologiem, skończyłam archeologię, przyleciałam tu na ostatnim roku swoich studiów na ostatnie praktyki studenckie. Tak to się więc zaczęło. Pracowałam po greckiej stronie wyspy, na turecką część przeszłam za namową i z pomocą koleżanki z wykopalisk (Asiu pozdrawiam Cię :). Jak przeszłam tak się zakochałam i już zostałam :) Było to dokładnie w roku 2008, niedługo zatem minie 3 lata odkąd moje stopy stanęły na tej pięknej wyspie Afrodyty.
Nie sposób napisać o religiach tu "panujących", w tureckiej części, podobnie jak w Turcji, główną religią jest islam, po greckiej stronie to prawosławie. Oczywiście są też inne np anglikanizm, katolicyzm, jednak są to mini mniejszości porównując z tymi dwoma gigantami.
Ciąg dalszy nastąpi, będę starała się pisać codziennie, ale mam też inne obowiązki i wspomniane pasje, poza tym nie samym internetem człowiek żyje :), szczególnie, że teraz aura sprzyja sportom wodnym i opalaniu się :)
Mam nadzieję, że w jakimś stopniu blog ten będzie się cieszył zainteresowaniem, wszelkie komentarze krytyczne i nie mile widziane.