24 września 2011

Życie na wsi

Wspominałam jakiś czas temu, że zdarzyło się Nam mieszkać przez kilka miesięcy na wsi. Mieszkaliśmy w wynajętym od starszego małżeństwa domku z wspólnym ogrodem. Dom miał dwa osobne wejścia. Z tyłu był ogródek z drzewkami cytryny i mandarynki oraz prowizoryczny kurnik. Mieszkało się tam całkiem spokojnie gdyby nie..no właśnie. Najlepszy i jedynym słusznym zajęciem ludzi na wsi jest plotkowanie o sąsiadach, a jak ten temat się skończy to plotkuje się dosłownie o wszystkim. Nie ma dnia ani godziny, aby ktoś nie był na językach miejscowych. Ktoś kto nie plotkuje, albo musi być ciężko chory, albo nie żyje. Obmawianie jest czasami bardzo uciążliwe. Stwarza problemy i konflikty, doprowadzając często do złamania prawa. Najczęściej jednak kończy się to bójkami i rozwodami. Plotkują wszyscy, kobiety i mężczyźni. W naszej wsi, gdzie mieszkaliśmy takim centrum plotkarstwa była tamtejsza tawerna. Od rana do wieczora wypełniona po brzegi mężczyznami w różnym wieku, obgadujących kogo i co się da, a przy okazji grywając sobie w tavlę i popijając kawę po turecku lub herbatę. Kolejnym, nie mniej ważnym miejscem jest Berber salonu, czyli fryzjer męski połączony z golibrodą. Można być pewnym, że pracownicy takiego saloniku wiedzą wszystko o wszystkich i o wszystkim, z dokładnością do godziny wstawania obmówionej wcześniej osoby, Zakład fryzjerski to otwarta skarbnica wiedzy. Kobiety plotkują głównie u swojego fryzjera lub w lokalnym sklepiku, czasem stoją godzinami przed wejściem do sklepu  i głośno rozprawiają np. o nowej chustce Pani X, po która wspomniana musiała pojechać aż do Famagusty, o weselu Z i Y, no i o tym, ile na tym weselu zebrali pieniędzy. I tak w kółko. Potrafią tez na cały dzień wprosić się bez zapowiedzi do domu i do wieczora przesiadywać i gadać. Osobiście wtedy mnie to bardzo bawiło, śmiałam się z tego, bo po 1 i tak nie rozumiałam, że rozmawiają o mnie i dokładnie co mówią o mnie, po 2 nauczona życiem w otoczeniu dość wścibskiej rodziny w Polsce, mało mnie to obchodziło co ludzie mówią i co ludzie powiedzą na mój temat. Mojego wówczas narzeczonego, denerwowało to strasznie i ilekroć miał dzień wolny od pracy zabierał mnie ze wsi na wycieczki, także od rana do wieczora byliśmy poza domem.
Kiedy sprowadziłam się tam po raz pierwszy, już na 2 dzień już cała wieś wiedziała, ze ktoś nowy zamieszkał w domu należącym do C.
Od prawie 2 lat mieszkamy teraz na angielskim osiedlu. Jest spokój, nie ma plotkujących, ani wieczornych bójek pod sklepem. Do najbliższej wsi jest ok. 5 km. Zatem żadne wścibskie oko nie ma jak Nas tu dojrzeć. Spokojnie można wyjść sobie na spacer czy na balkon, bez obawy, że w tym momencie będzie patrzeć i oglądać Nas półwsi. Nikt też nie wprosi się do Nas pod pretekstem wypicia herbatki, a przy tej okazji do "rzucenia okiem" jak mieszkamy, co mamy w domu, za ile kupione i jakich firm.
Zdarzało się, że starsza babcia z wynajmowanego przez Nas domku, przynosiła Nam talerz zupy, albo owoców, żeby zobaczyć co robimy w danej chwili. Raz przyniosła mi 2 kurze jajka, jeszcze ciepłe z kurnika, tylko po to żeby zobaczyć jak jestem ubrana i co robię. Czasem przychodziła na naszą część ogrodu, niby to pozbierać cytrynki z drzewa, a tymczasem zapuszczała przez uchylone drzwi głębokiego "żurawia", aby sprawdzić czy czasem nie kupiliśmy sobie czegoś nowego, czego nie widziała tydzień wcześniej.
Mimo tego, że wiejska wścibskość mnie śmieszyła i śmieszy, nie zdecydowałabym się na ponowne zamieszkanie na tutejszej wsi. Większość tych osób nie jest wykształcona, nie ma z Nimi o czym porozmawiać, podobno zdarza się, ze są jeszcze osoby, które nie umieją pisać, ani czytać, chociaż osobiście w to wątpię. Na wsiach zazwyczaj nie ma telefonu, ciężko tez z odbiorem internetu i telewizji, daleko od najbliższego miasta, zamknięte we własnym gronie społeczeństwo, notoryczne problemy z odcinaniem na 6 godzin prądu, problemy z brakiem w wody lub jej słabym ciśnieniem w letnim sezonie, notoryczne wpraszanie się bez zapowiedzi, skutecznie zniechęcają do osiedlania się w takim miejscu.

1 komentarz:

  1. A ja tak narzekałam na polską wieś i wścibskie staruszki. Tam chyba nie wytrzymałabym nawet sekundy:) Ech...

    OdpowiedzUsuń