4 sierpnia 2011

Urząd imigracyjny i...strajk.

Przedwczoraj pojechałam do Lefkosi (Nikozji) załatwiać sobie obywatelstwo KKTC. Po zebraniu wymaganych papierów, a jest tego troszkę, zawitałam do bramy urzędu imigracyjnego. Tutaj też załatwia się wizę rezydenta, która wydawana jest na okrągły rok. Taka wizę już mam, więc teraz przyszedł czas na aplikacje o obywatelstwo. I znowu słynne tureckie kontakty, jeśli zna się kogoś procedura trwa krótko, jeśli ktoś nie ma kontaktów to można sobie czekać nawet rok, ale zazwyczaj wystarcza pół roku i dostaje się obywatelstwo. Można je nabyć albo przez rodziców, albo przez dziadków, lub przez małżeństwo. Ja aplikuję na ten ostatni typ. Dopiero po roku od zawarcia małżeństwa można składać podanie, które jest dwu stronicowym formularzem do wypełnienia. Potrzebne są dane osobowe aplikanta, jego małżonka, informacje o zawarciu związku małżeńskiego i odnośnie rodziców. Trzeba się podpisać, dołączyć wymagane dokumenty, kupić znaczek za 7,50 TL i opłacić opłatę w wysokości 50 TL za samo złożenie wniosku. Tak też zrobiłam, miła Pani w okienku poinformowała mnie, żebym przyszła za kilka miesięcy, lub kiedy do mnie zadzwonią. Oczywiście będą mnie przez ten czas sprawdzać: czy byłam kiedykolwiek karana, czy mieszkam pod wskazanym adresem, czy mieszkam razem ze swoim mężem czy osobno. Pozostaje mi zatem czekanie na rozwój sytuacji, o której nie omieszkam poinformować Was na blogu.
Cały ten urząd imigracyjny mieści się w centrum miasta. Najlepiej wcześnie rano wstać i przyjechać - kto pierwszy ten lepszy i dostanie wcześniejszy numerek, a liczba oczekujących na wizę rezydenta jest bardzo duża. Zawsze jak przyjeżdżałam przedłużać swoją to było w poczekalni około 20 osób. W większości są to kobiety z dziećmi - zony pracujących tu na wyspie turków z Turcji. Pojawienie się  "obcego" zawsze sprawia sensacje, rozmowy są przerywane i każdy wlepia oczy, wytęża słuch, żeby na podstawie słuchu zlokalizować, z jakiego kraju kto pochodzi. Ciekawość jest ogromna. Pomieszczenie dla oczekujących nie jest klimatyzowane, okna są pootwierane , panuje zaduch i gorąco ogromne, dlatego ja zawsze stoję w korytarzu przy wyjściu. Toalety dla wnioskodawców są ulokowane w piwnicy, są w tak strasznym stanie, że oszczędzę Wam opisu wnętrza, zamiast wyjść z założenia, że to jednak obcokrajowcy aplikują najczęściej , więc byłoby przyjemnie umyć ręce pod bieżącą wodą, lub posiedzieć w pomieszczeniu z klimatyzacją, to wszystko jest na odwrót - tak jakby zniechęcić ludzi, do tego kolejki, krótki czas na składanie wniosków... Co ciekawe numerki do okienek rozdaje pewien Pan zamiast automatu, jeśli znasz owego "numerkowego" dostaniesz wcześniejszy numerek, mimo, że przyjechałeś o 11, zamiast o 7 rano, dlatego czasem z tej przyczyny dochodzi do śmiesznych incydentów, zakończonych kłótnią pod okienkiem, bo okazuje się, że są 2 osoby z takimi samymi numerkami. Najgorzej wnioskować o wizę rezydenta za pierwszym razem, na prawdę jest ciężko, ciężej chyba niż w przypadku obywatelstwa, bo trzeba zebrać kilkanaście papierów,odwiedzić parę razy swój lokalny posterunek policji, wypełnić tam papiery, które potem jak dobrze pójdzie za miesiąc  lądują  w biurze imigracyjnym, Następnie trzeba przebadać się na wszelkie możliwe choroby cywilizacyjne jak HIV, WZW, Syfilis, Gruźlica etc. (wyniki są zamykane i stemplowane i wnioskujący nie może otworzyć koperty z wynikami),  udokumentować, że się ma podstawy do pozostania na wyspie (np nieruchomość, studia, kilka tysięcy lir na koncie, lub małżeństwo)+opłaty. Za drugim razem jest już lepiej, oprócz wyników badań i kilku papierków, trzeba uiścić opłatę w wysokości ok 200 TL + znaczki za 7,50 TL - wiza jest wbijana  wraz ze znaczkami w paszport i ręcznie wpisana jest data od kiedy do kiedy jest ważna + podpis wydającego. Przy przekraczaniu granicy wystarczy pokazać wizę i już nie trzeba wypełniać karteczek.
Na szczęście o obywatelstwo stara się mało osób, kolejka jest mniejsza, jest automat wydający numerki, panuje kultura, czeka się na korytarzu i dłużej pokój jest otwarty niż ten do wiz. Nie ma też przepychanek, ani dziwnych spojrzeń - pełna kultura można by rzec. Spędziliśmy tam może około 15 min. Po złożeniu papierów i wypełnieniu wniosku opuściłam z mężem budynek i pojechaliśmy na zakupy przez centrum Lefkosi. Tym razem mięliśmy "szczęście" i trafiliśmy na strajk rolników, którzy wyjechali swoimi traktorami i kombajnami na ulice, blokując je, staliśmy więc w gigantycznym korku przez 15 min w mega wielkim upale i zapachu spalin z innych aut. Po tym czasie policja utorowała drogę i kondukt sprzętu rolniczego opasanego flagami Turcji i KKTC, oraz transparentami przejechał dalej, a my mogliśmy kontynuować naszą podróż.
  

 Pojechaliśmy z Lefkosi do Kyrenii i stamtąd wzdłuż morza, nową drogą do Karpaz. Została ona niedawno ukończona i otwarta przez premiera Turcji podczas jego wizyty. Droga z Lefkosi do Kyrenii wg mnie jest jedną z najbardziej malowniczych dróg na wyspie. Podwójna szosa prowadzi między górami i na koniec kończy się spadem w dół, przez co możemy przez parę chwil obserwować piękną panoramę Kyrenii.



4 komentarze:

  1. A poczytam sobie,
    tak to daleko i taka egzotyka :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi to przypomina trochę moje starania związane z yellow slipem. Duszne, małe pomieszczenie, wielka kolejka i sporo osób stojących pod drzwiami, wręcz blokujących resztę osób, żeby tylko próbować wejść bez kolejki albo pytać czy może jednak jeszcze uda się ich dzisiaj przyjąć...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam z zapartym tchem - bardzo ciekawy opis. Mogłabys napisać subiektywny przewodnik/poradnik "jak przetrwać na Cyprze":):):) Z przyjemnością się to czyta.

    OdpowiedzUsuń
  4. jesli po roku od malzenstwa to jest to dosc szybko. we wloszech jesli nie ma dzieci to mozna ubiegac sie dopiero po 2 latach...

    OdpowiedzUsuń